Od czasu, gdy Donald Trump w 2018 r. rozpoczął wojnę handlową z Pekinem, nakładając cła na wart setki miliardów dolarów 72 chiński import, relacje gospodarcze USA – Chiny pozostają napięte. Choć w 2020 r. zawarto porozumienie fazy pierwszej, to większość amerykańskich ceł nie została zniesiona. W 2025 r. konflikt handlowy znów przybiera na sile. Nowa administracja USA powraca do agresywnej retoryki taryfowej, a Pekin odpowiada własnymi środkami odwetowymi. Już w pierwszych miesiącach 2025 r. Stany Zjednoczone podniosły cła na chińskie towary do 20 proc., a Chiny w odwecie ogłosiły dodatkowe cła 10–15 proc. na wybrane produkty z USA. Co więcej, Pekin ograniczył eksport kluczowych metali (np. germanu i antymonu) niezbędnych dla amerykańskiego przemysłu high-tech. Ta eskalacja taryf i sankcji potwierdza, że wojna handlowa zapoczątkowana przez Trumpa trwa w najlepsze albo wręcz wkracza w nową fazę.
Od boomu do spowolnienia
Chińska gospodarka w momencie wybuchu wojny celnej była w szczytowej formie, choć już pojawiały się symptomy jej schłodzenia. W 2018 r. PKB Chin wzrosło o 6,6 proc., co stanowiło najniższy wskaźnik od niemal 30 lat. MFW ostrzegał wówczas, że rosnące zadłużenie i tarcia handlowe mogą zagrozić drugiej największej gospodarce świata. Mimo to Chiny wchodziły w konflikt z ogromnymi rezerwami finansowymi i rozpędem eksportowym. Dla porównania: rok 2023 zamknął się wzrostem ok. 5 proc., zgodnie z oficjalnym planem władz. To wynik przyzwoity, ale daleki od dynamiki sprzed lat. Co gorsza, strukturalne problemy narastają: chiński rynek nieruchomości przeżywa załamanie (sprzedaż nowych domów pod koniec 2024 r. była o 48 proc. niższa niż w 2021 r.). Jedną z przyczyn tego zjawiska są problemy demograficzne, które stają się dla chińskich władz praw dziwą tykającą bombą. W 2022 r. liczba ludności Chin skurczyła się o ok. 850 tys. To pierwszy spadek populacji od lat 60. XX w. Starzejące się społeczeństwo i kurcząca siła robocza zwiastują długofalowe spowolnienie potencjału rozwojowego.
Skutki wojny handlowej dodatkowo obciążają chiński model wzrostu. Eksport, dotąd motor napędowy dla Pekinu, wyraźnie hamuje. W pierwszych dwóch miesiącach 2025 r. wzrósł on zaledwie o 2,3 proc. (prognozowano 5 proc.), a import runął o 8,4 proc. rok do roku. Słabnie także popyt wewnętrzny. Pomimo pandemicznych bodźców Chińczycy wciąż oszczędzają, zamiast wydawać, a analitycy odnotowują, że wcześniejsze ożywienie konsumpcji częściowo się odwróciło. Wszystko to utrudnia Xi Jing pingowi realizację planu pobudzenia wzrostu gospodarczego. Dla porównania: w 2018 r. chiński eksport miał się znacznie lepiej, a firmy z Państwa Środka dynamicznie zdobywały rynki zagraniczne. Dziś, pod presją ceł i sankcji, handel zagraniczny zwalnia, a Chiny tracą tytuł „fabryki świata” na rzecz tańszych i bar dziej przewidywalnych sąsiadów, takich jak Wietnam.
Głębsze kieszenie czy rosnące długi?
Pekin od lat gromadził pokaźny arsenał finansowy na czarną godzinę. Rezerwy walutowe Chin wciąż przekraczają 3,2 bln dolarów amerykańskich – to największy taki zasób na świecie. Ta „poduszka” pozwala bankowi centralnemu bronić kursu juana i stabilizować rynki w obliczu nacisku ze strony USA. Co istotne, Chiny stopniowo dywersyfikują rezerwy – udział dolara amerykańskiego spadł w nich (według szacunków) z ok. 59 proc. w 2016 r. do 25 proc. w 2023 r. Innymi słowy, Pekin ma środki, by przetrwać finansową burzę wywołaną przez Trumpa, a nawet wpływać na rynki w obronie własnych interesów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
