Autora, który – w przeciwieństwie do wielu innych – ma dużo do powiedzenia, ale koniecznie chce wszystko to powiedzieć naraz. A że dzisiejsi wydawcy nie potrafią przekonać pisarzy, by dla dobra (swojego i czytelników) pohamowali wrodzone im gadulstwo, od dłuższego czasu cierpimy, mozolnie przebijając się przez niemające końca tomiszcza.
W jednym z dwóch planów „Lekcji anatomii doktora D.” Engelking kontynuuje rozważania zapoczątkowane w „(niepotrzebne skreślić)” o różnicach klasowych dzielących dzisiejsze społeczeństwo, o nieprzekraczalności światów, których granice wyznacza lepsze lub gorsze urodzenie. Profesor Zieleniecki, jeden z tych „gorszych”, żali się: „Nie wiesz, jak to jest czuć, że nigdy nie będziesz miał życia, jakie chciałbyś mieć. Nie wiesz, jak to jest, kiedy ktoś, nawet nie wypowiedziawszy słowa, zabrania ci pisać kolejne książki. Nie możesz opublikować żadnego artykułu. Nie możesz, po prostu”. Oczywiście Zieleniecki przesadza. Jednak jest prawdą że swego czasu nie doczekał się przyobiecanego mu stażu w szpitalu w Polanicy tylko dlatego, że córka jego profesora wybrała kogoś innego. A teraz syn tego „innego”, choć jako lekarz nie ma prawa wykonywania zawodu, ma swoją własną klinikę chirurgii plastycznej.
Dwudziestoparoletni właściciel kliniki Jakub Dejman cierpi na manię wielkości. Zachodzące wypadki utwierdzają w nim przekonanie, że wolno mu więcej niż innym. Gdy jednak nadto już wpływa na bieg wydarzeń, zostaje skarcony. Ci wszyscy „gorsi”, owszem, zazdroszczą mu, ale przede wszystkim darzą go jednak nienawiścią. W dużej mierze zasłużoną. Postaci przedstawione przez Engelkinga różnią się bowiem jedynie stopniem zbydlęcenia. Szkolny kolega Kuby Dejmana, Maks, reprezentuje zło w czystej postaci, sam Kuba – w postaci bardziej zawoalowanej. Nie znaczy to, że w najmniejszym choćby stopniu budzi naszą sympatię. Jeśli o kimkolwiek z bohaterów tej powieści myślimy choć trochę lepiej, to może o poniżanych, upadlanych „szczurzycach” i „lochach”, dziewczynach sprowadzanych do roli seksualnych rekwizytów. Jednak – zadajemy też to pytanie – dlaczego tak chętnie same wchodzą relacje dla nich hańbiące?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.