Czy w Polsce wycina się za dużo drzew z lasów? Jak ograniczenie pozyskiwania drewna wpłynęłoby na same lasy oraz polską gospodarkę? Czy Unia Europejska może narzucić nam wyznaczenie ścisłych stref ochrony przyrody, przez co Polacy utracą dostęp do części lasów? Dlaczego wyznaczenie tak wielu obszarów chronionych w kraju paraliżuje rozwój regionów? I jak Lasy Państwowe poradziły sobie w czasach pandemii? O tych zagadnieniach dyskutowano podczas debaty zorganizowanej przez tygodnik „Do Rzeczy”. Wzięli w niej udział wiceminister środowiska i pełnomocnik rządu ds. leśnictwa i łowiectwa Edward Siarka, dyrektor generalny Lasów Państwowych Andrzej Konieczny oraz wicemarszałek województwa podkarpackiego Piotr Pilch.
Na pomoc gospodarce
Podczas lockdownu Polacy mocniej niż kiedykolwiek zrozumieli, jak bardzo potrzebne są im takie tereny do wypoczynku i rekreacji. Tymczasem sama pandemia okazała się ciosem gospodarczym. Lasy Państwowe z tego starcia wyszły jednak obronną ręką. Jak przekonywał podczas debaty dyrektor Andrzej Konieczny, w Lasach Państwowych szybko podjęto radykalne decyzje dotyczące polityki finansowej. – Chodziło o ograniczenie kosztów i nakładów ponoszonych na inwestycje, przesunięto też wydatki na gospodarkę leśną – tłumaczył. – Pozwoliło to Lasom Państwowym, które nie korzystały z rządowej tarczy, na zamknięcie roku z dodatnim wynikiem finansowym i na wykonanie prawie wszystkich zadań, oprócz planu sprzedaży i pozyskania drewna, bo to uległo zmniejszeniu o 5 proc.
Wiceminister Edward Siarka uznał, że teraz jest dobry moment na przeanalizowanie, jak można by jeszcze lepiej wykorzystać środki materialne, dużą bazę Lasów Państwowych i wiedzę leśników.
Na aspekt gospodarczy lasów wskazywał samorządowiec z drugiego pod względem zalesienia regionu Polski – Podkarpacia. Piotr Pilch, wicemarszałek województwa podkarpackiego, potwierdzał, że w Polsce buduje się coraz więcej drewnianych domów. – U nas są fabryki i producenci takich domów – mówił Pilch. – Trzeba to promować. Mamy też dużego producenta dziczyzny. I obie te rzeczy trzeba promować.
Pilch wspominał, że dla samorządowców współpraca z Lasami Państwowymi jest cenna m.in. przy projektach dotyczących bioróżnorodności (na Podkarpaciu samorządowcy dostają za darmo drzewa miododajne, dzięki czemu zwiększa się populacja pszczół i produkcja miodu) czy w obszarze budowania nowych dróg. – Dobrze, że nie udały się przygotowywane przed laty pomysły prywatyzacji lasów. Takie plany poprzednich rządów bardzo nas, samorządowców, martwiły – dodawał Pilch.
Ile drzew ma być w lesie
Podczas debaty padło też pytanie o jeden z najbardziej medialnych tematów, czyli wycinanie drzew w lasach. Coraz częściej mieszkańcy, a wraz z nimi media lokalne i ogólnopolskie informują o niepokojach dotyczących dużej skali wycinek w lasach. – Po pierwsze, sprostujmy termin „wycinka”, bo to jest popularne, ale nie fachowe. Gospodarka zrównoważona, jaką prowadzimy, powoduje, że lasów przybywa, a nie ubywa – mówił Andrzej Konieczny. – W tym 30-leciu średnio na 1 ha przyrastało 9,19 m sześc. drewna. Lasy Państwowe pozyskały z tego 5,6 m sześc., czyli jedna trzecia pozostaje na pniu i zasoby się nam zwiększają. Lesistość kraju wzrosła o 50 proc. od 1945 r. Przy tym sposobie gospodarowania zwiększamy zasoby, podaż drewna, miejsca pracy – wyliczał.
Wiceminister Siarka zauważał, że trochę zaniedbano w Polsce kwestie edukacyjne w tej sprawie. – Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że las jest organizmem żywym. Tak jak w społeczeństwie mamy tam „dzieci”, „młodzież”, „dorosłych” i „seniorów”, czyli młody las, w średnim wieku i stary las – starodrzew, który stanowi ok. 14 proc. – mówił Siarka. – Gdybyśmy nie prowadzili zrównoważonej polityki i czekali na moment, w którym w lesie mamy tylko senioralne drzewa, to doprowadzilibyśmy do katastrofy – przekonywał.
Przedstawiciel Lasów Państwowych dodawał, że pozostawienie lasu samemu sobie spowodowałoby, iż jego odnowienie się trwałoby ponad 100 lat. A dzięki pozyskiwaniu drzewa i sadzeniu nowych las szybciej się odnawia. W dyskusji zaznaczono, że ma to znaczenie także dla pochłaniania CO2, gdyż drzewa z wiekiem mają coraz bardziej ograniczoną zdolność do pochłaniania dwutlenku węgla.
Wiceminister zaznaczał, że często zaniepokojeni pozyskiwaniem drzew są ludzie, którzy przeprowadzają się z miasta do domów przy lesie. I trafiają akurat w okolice, gdzie drewno akurat dojrzało do pozyskiwania. To rodzi u ludzi frustrację, bo chcieli mieszkać „przy lesie”, a drzewa z okolicy ich domu znikają i pojawiają się małe, nowe nasadzenia. Siarka przypomniał, że wszystko odbywa się na podstawie planu urządzenia lasu i jest czynione z wieloletnim wyprzedzeniem, a ten jest dostępny publicznie w aplikacji Lasów Państwowych – mBDL (mobilny Bank Danych o Lasach). – Ani w interesie rządu, ani leśników, ani społeczeństwa nie jest to, żebyśmy w lasach prowadzili jakąś rabunkową politykę – mówił wiceminister. – Trzeba ludziom tłumaczyć, że to dobro, które wszyscy szanujemy i odtwarzamy. Bo przecież jeśli zrezygnujemy z produktów drewnianych, to co je zastąpi? Plastik?!
Niepokojące unijne plany
Rozmówcy w debacie „Do Rzeczy” wskazywali na niebezpieczeństwo związane z „zielonym ładem” proponowanym przez Komisję Europejską. W ślad za tym zainicjowano bowiem powstawanie strategii bioróżnorodności oraz strategii leśnej. – Obydwa dokumenty są teraz mocno dyskutowane i zakłada się, że zostaną przyjęte w tym roku. Stanowią dla nas ważne wyzwanie – przyznawał wiceminister Siarka. – KE zakłada, by 30 proc. terenów lądowych i morskich danego kraju objąć ochroną, a 10 proc. ochroną ścisłą. Dla Polski to oznacza, że z ponad 9 mln ha lasów państwowych prawie 3 mln ha zostałyby objęte ochroną ścisłą – wskazywał.
Dzisiaj w Polsce różną ochroną (parki narodowe, rezerwaty) objętych jest 0,5 mln ha. Trzeba by więc znaleźć dodatkowe 2,5 mln ha. Zdaniem wiceministra definicja „ścisłej ochrony” nie jest jasna. KE we wstępnych dyskusjach określiła, że to oznacza zakaz prowadzenia jakiejkolwiek gospodarki leśnej i łowieckiej. – To by też oznaczało, że na takim terenie nie można zbierać grzybów, łowić ryb. Całkowite wyłączenie – opisywał Siarka. – Strona polska podkreśla, że kwestia ochrony bioróżnorodności lasów jest istotna, natomiast pojęcie „ochrony” musi być jasno sprecyzowane. I żeby to poszczególne kraje same wskazywały tereny do wyłączenia gospodarki leśnej, aby nikt nam tego nie narzucał, bo to by była kompletna katastrofa.
Paneliści wskazywali, że już raz polskie władze zbyt pochopnie umieściły w strefach Natura 2000 wiele obszarów kraju. Nawet takich, w których w rzeczywistości siedliska chronionych gatunków mogły nie występować. Przez to wiele miejsc w kraju ma utrudniony rozwój, a zmiany w obszarach Natura 2000 są praktycznie na poziomie europejskim już nienegocjowalne. I nikt tego w Europie jeszcze nie próbował. O tym, czym to skutkuje, wspominał wicemarszałek Podkarpacia. – Mamy całe obszary Bieszczad, Beskidu Niskiego wpisane do obszaru Natura 2000 i ogranicza to np. budowę infrastruktury turystycznej – mówił Piotr Pilch. – Wójtowie nam zgłaszają, żeby pomóc coś z tym zrobić, bo to ogranicza możliwości rozwoju tych funkcji turystycznych, a to jedyne, które mogą tam się rozwinąć.