JACEK PRZYBYLSKI: „Będziemy niezłomni, brutalni i konsekwentni” – zapowiedział w noworocznym orędziu prezydent Rosji w odpowiedzi na ataki terrorystyczne w Wołgogradzie, w których zginęły co najmniej 34 osoby, a ponad sto zostało rannych. Czy te ostre słowa Władimira Putina mają zatuszować fakt, że mimo ogromnych pieniędzy wydanych na bezpieczeństwo rosyjskie władze tak naprawdę nie są w stanie zapobiec kolejnym zamachom przed zbliżającą się olimpiadą?
PROF. RICHARD PIPES: Poniekąd tak, ponieważ zapobieganie zamachom terrorystycznym, zwłaszcza atakom z udziałem terrorystów samobójców, jest wyjątkowo trudne. Państwa zachodnie też mają z tym ogromny problem. Spodziewam się więc, że niestety mimo wyjątkowo zaostrzonych środków bezpieczeństwa przed igrzyskami w Soczi zamachów może być więcej.
Według służb specjalnych zamachowcy z Wołgogradu zostali przeszkoleni na Kaukazie Północnym. Wojnę Rosji przed olimpiadą w Soczi w czerwcu zeszłego roku wypowiedział Doku Umarow, przywódca islamskiego zbrojnego podziemia na Kaukazie Północnym. Tymczasem Putin już w 1999 r. oznajmił, że będzie ścigać kaukaskich terrorystów nawet „w wychodku”.
Moskwa od lat jest na skraju utraty kontroli nad tym obszarem. Kaukazem Północnym wstrząsają kolejne ataki. Dlatego moim zdaniem jedynym możliwym rozwiązaniem, które powstrzymałoby kolejne zamachy, byłaby decyzja o przyznaniu niepodległości mieszkańcom Czeczenii oraz Dagestanu.
Mówi Pan poważnie?
Oczywiście! Napisałem o tym artykuł do „The New York Timesa”, który wywołał ogromny skandal. Przekonywałem, że Rosja powinna dać Czeczeńcom wolność i niepodległość. Bo po co są Rosji potrzebne Czeczenia czy Dagestan?
Choćby dla podtrzymania wizerunku wielkiego mocarstwa.
Przecież Czeczenia czy Dagestan to są maleńkie terytoria! Bez nich Rosja wcale nie stałaby się dużo mniejsza. To też obszary biedne, które ani z punktu widzenia gospodarczego, ani ze względów strategicznych nie mają dla Rosji żadnego znaczenia. Dlatego gdyby Putin jutro ogłosił, że pozbywa się Kaukazu Północnego, to nikt w Rosji by mu się nie sprzeciwił. Nie tylko dlatego, że w dzisiejszej Rosji nikt nie śmie się mu sprzeciwić. (…)
Putinowi coraz lepiej idą polityczne rozgrywki. W 2013 r. ograł Baracka Obamę w sprawie Syrii i Unię Europejską, gdy niespodziewanie straciła ona szansę na trwałe związanie z Zachodem Ukrainy. Czy rok 2014 będzie lepszy dla Zachodu? Unii uda się odzyskać Ukrainę?
Bardzo w to wątpię. Rosja ma bowiem na Ukrainie zarówno gigantyczne wpływy polityczne, jak i gospodarcze. Błędem przywódców Unii Europejskiej, w tym Polski, było to, że nie docenili oni siły i determi- nacji Moskwy w tej sprawie. Tymczasem Kreml nigdy nie dopuści do tego, aby Ukraina – kolebka rosyjskiego świata, na której ziemiach w X, XI i XII w. rodziła się Rosja – opuściła rosyjską strefę wpływów i przeszła do zachodniego obozu. Rosjanie są w stanie oddać Gruzję czy Kazachstan, ale Ukrainy nie oddadzą nigdy. Jestem przekonany, że gdyby zrobić w Rosji sondaż opinii publicznej, to 80 proc. ankietowanych zgodziłoby się z moją oceną.
To oznacza, że ukraiński prezydent Wiktor Janukowycz oficjalnie mówiąc, że zamierza podpisać umowę stowarzyszeniową w UE, jedynie zwodził Europejczyków?
Niekoniecznie. Moim zdaniem Janukowycz starał się doprowadzić do zbliżenia Ukrainy z Zachodem. Ostatecznie Rosjanie wywarli na niego taki wpływ, że nie miał innego wyjścia, jak odmówić podpisania umowy i znów zbliżyć się do Rosji. Powtarzam: Rosjanie nigdy nie wypuszczą Ukrainy, bo choć to niepodległy kraj, to dla Rosjan ziemie te nadal stanowią część Rosji i rosyjskiego świata. (…)