Zadziobią nas "gołębie"?
  • Piotr GabryelAutor:Piotr Gabryel

Zadziobią nas "gołębie"?

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / Jarmoluk / Domena Publiczna
Odwrotnie niż w przyrodzie w finansach – zwłaszcza w tych prywatnych, małych finansach, finansach rodzinnych – znacznie groźniejsze od jastrzębi są gołębie.

A tak się składa, że to właśnie one – gołębie, a właściwie „gołębie” – zaczęły ostatnio nadawać ton w czuwającej nad siłą polskiego złotego, a więc i nad poziomem inflacji, Radzie Polityki Pieniężnej.

Inflacja powróciła do Polski po trzech latach nieobecności – w grudniu 2016 r. Ceny wzrosły wówczas – mierząc rok do roku – o 0,8 proc. W styczniu 2017 r. było to już 1,7 proc., a w lutym – 2,2 proc. Jednak to nie wszystko, bo Instytut Ekonomiczny NBP, który do niedawna szacował poziom inflacji w tym roku na 1,3 proc., a w przyszłym na 1,5 proc., ostatnio podniósł te prognozy do aż – odpowiednio – 2,1 i 1,9 proc.

Tymczasem Adam Glapiński, prezes zarządu NBP i zarazem przewodniczący RPP, właśnie zadeklarował, w imieniu całej Rady Polityki Pieniężnej, że „gdyby utrzymały się obecne tendencje w gospodarce, nie byłoby potrzeby podwyższania stóp procentowych nie tylko w tym roku, lecz także nawet w 2018 r.”.

To zdanie brzmi na tyle groźnie, że warto je zapamiętać i próbować wyciągnąć dla siebie wnioski na przyszłość. Jeśli bowiem zapowiedzi RPP okażą się faktem, to – obawiam się – wyraz „inflacja”, który na trzy lata wyparował z polskich gazet i portali internetowych, zagości w nich znowu na dobre, a raczej na złe. Na złe dla siły nabywczej naszych dochodów, która będzie słabła z każdym miesiącem – w sytuacji, gdy wywalczenie sobie podwyżki nigdy nie przychodzi łatwo, a czasami, biorąc pod uwagę finansową kondycję wielu firm na mocno konkurencyjnym rynku, jest po prostu niemożliwe. To zaś oznacza, że zarabiając nominalnie tyle samo, realnie będziemy mieli w portfelach i portmonetkach coraz mniej.

Inflacja, tak nielubiana przez przeciętnych obywateli, zwłaszcza tych żyjących z pensji, które muszą zdobyć na wolnym rynku, jest ciepło przyjmowana – przynajmniej do pewnego stopnia – przez rządzących, dla których stosunkowo szybki wzrost cen oznacza rosnące wpływy do kasy państwa, a więc także ułatwione zadanie przy finansowaniu przeróżnych wydatków budżetowych, w tym prezentów robionych za publiczne pieniądze własnym wyborcom.

Z tego powodu tak wielu prosocjalnie nastawionych rządzących tak chętnie widzi w Radzie Polityki Pieniężnej ekonomistów o „gołębich” poglądach (a ci z nich, którzy mają taką możliwość, czyli prezydent oraz większość w Sejmie i Senacie, także tak ochoczo delegują „gołębie” do RPP). A potem gospodarczy liberałowie muszą bez końca „sprzątać” po ich niefrasobliwej polityce, bo rozhuśtać inflację ponad miarę jest łatwo, da się tego dokonać w kilka miesięcy, a sprowadzenie jej do rozsądnych granic zajmuje potem często długie lata.

Artykuł został opublikowany w 14/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także