Wystarczy zajrzeć na niektóre (wiadomo które) portale, przekartkować niektóre (wiadomo które) gazety i tygodniki, by się zorientować, że jednak zdecydowanie nie tak miało być, że polscy przedsiębiorcy, w których pokładano tyle nadziei, i nie ukrywano tego ani przez chwilę, nie potrafili stanąć na wysokości zadania i zachować się odpowiedzialnie, po prostu patriotycznie, czyli na jakiś czas – na czas okupacyjnych rządów PiS – albo w ogóle zaprzestać prowadzenia biznesów, albo co najmniej zawiesić inwestycje, zyski zamienić w straty, pozwalniać pracowników, wywindować bezrobocie i w ten sposób zepsuć Polakom humor.
Innymi słowy, przedsiębiorcy zawiedli. Teraz widać to już gołym okiem, bo nie dość, że przybywa pieniędzy z podatków, że niezłe wrażenie robi saldo budżetu po półroczu (nawet jeśli nadwyżka zamiast deficytu to rezultat opóźnienia zwrotu VAT) i szybko zaczyna rosnąć PKB (o 4 proc.), to jeszcze przyspieszają inwestycje. A z inwestycjami wiadomo, jak jest – mogą jeszcze mocniej nakręcić tempo wzrostu. A od tego może jeszcze bardziej spaść bezrobocie, mogą pójść w górę płace i jeszcze bardziej poprawić się nastroje Polaków. I co wtedy?
Zawiedli jednak nie tylko polscy przedsiębiorcy; także zagraniczne agencje ratingowe, które tak dobrze zaczęły swą przygodę z okupacyjnym rządem nad Wisłą, i jeśli już nie obniżyły polskiej gospodarce ratingów – bo, niestety, nie obniżyły – to przynajmniej niektóre z nich pogrążyły perspektywę tych ratingów. Cóż z tego jednak, skoro potem było już tylko gorzej i gorzej? Agencje podkuliły ogony i zaczęły korygować w górę oceny wiarygodności Polski.
Na szczęście – dla tych, którzy naprawdę dobrze życzą naszej znękanej ojczyźnie – agencje wreszcie się ocknęły i w związku ze zmianą ustroju sądów i z kłopotami w relacjach Polski z KE, mimo dwóch wet prezydenta, zaostrzyły język. A i sukcesy Morawieckiego na pstrym koniu jeżdżą, łatwo więc może mu się powinąć noga. Wystarczy, by sprawdziły się te prognozy, które mówią o grożącym Polsce gwałtownym wzroście wydatków i postępującym zadłużaniu się oraz podwyżce podatków. I w tym cała nadzieja.
No, a poza tym – jak się przyśniło jednej z publicystek „GW”, o czym nie omieszkała powiadomić na łamach – istnieje też inna ewentualność: że Morawieckiemu uda się trwale poprawić ściągalność podatków i rozkręcić gospodarkę, ale jako „dobry gospodarz” zdecyduje się on porzucić prezesa Kaczyńskiego, a najlepiej cały PiS, i przejść ze swoimi osiągnięciami na stronę demokracji. Cóż, w takim przypadku można byłoby pewnie uznać jego fatalne, wręcz antypolskie sukcesy za całkiem do pogodzenia z interesem kraju.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.