Tak zwane exposé premiera Tuska zaskoczyć mogło swoją bezpośredniością. Premier powiedział, że dorzuci pieniędzy emerytom, ale tylko w roku wyborczym. Dołoży także na dzieci. O żadnym projekcie nowej polityki demograficznej nie wspomniał. Właściwie o polityce traktowanej jako próba rozwiązania problemów społecznych w wystąpieniu premiera nie było w ogóle. Wyraźnie przejął się własnym hasłem, aby nie robić polityki, tylko budować stadiony, w tym przypadku stadioniki, czyli orliki. Jednak o tym mówił już minister sportu. Czyli niby tak jak wcześniej, ale inaczej, bo bardziej bezwstydnie: głosujcie na mnie, a dosypię wam kasy.
Premier musiał zdawać sobie sprawę z tego, że dyskusja mu nie posłuży, gdyż ją uniemożliwił, każąc występować swoim generalnie nieprzygotowanym do tego ministrom i wiceministrom. Chyba 17 sztuk. Nie sądzę, aby ktoś dotrwał do końca tego najnudniejszego spektaklu – mnie się nie udało – aby usłyszeć próby polemiki ze strony opozycji, na co poszczególne kluby dostały po 10 minut. W ten sposób raz jeszcze premier zademonstrował, jak traktuje „władzę ustawodawczą” i „parlamentarną debatę”.
Jedną rzecz jednak zdiagnozował trafnie – wojnę, którą z Ukrainą prowadzą nie żadni separatyści, ale regularne wojska rosyjskie. Co w związku z tym będzie robiła Polska? Ano nic. Broń panie Boże, nie będzie w żadnej awangardzie i nie będzie prowadziła samodzielnej polityki. Premier dał do zrozumienia, że taka próba uniemożliwiłaby nam funkcjonowanie w UE. Dlaczego, skoro wszyscy inni członkowie Unii to robią – tego nie wyjaśnił. Powiedział, że będziemy naciskali. Jak? Zza drzwi?
Wprawdzie wojna blisko naszych granic – i to wojna, która dotyczy nas bezpośrednio – jest elementem restytucji stanu posiadania Moskwy sprzed 1989 r., ale premier nie przewiduje zwiększenia wydatków na zbrojenia nawet do tej kwoty, którą obiecywał prezydent. Może w przyszłości… Wprawdzie jego ministrowie mówili o bezpieczeństwie, ale chodziło im o bezpieczeństwo na boiskach.
O aferze podsłuchowej, o której premier miał informować na bieżąco, ani słowa poza tym, że, oczywiście, wyczerpująco wszystko nam wyjaśni… w przyszłości. A co z upublicznieniem wszystkich nagranych rozmów, co wcześniej nam obiecał? Co z przyspieszonymi wyborami, które zapowiedział Piechociński, jeśli afera nie zostanie wyjaśniona do 20 sierpnia?
Zamiast afery podsłuchowej badać będziemy rozwiązanie WSI z 2006 r. Tak, to ten projekt „zajebania PiS”, o którym opowiadał w swojej prywatnej, choć za państwowe pieniądze, rozmowie światowiec Radosław Sikorski. Jeszcze na początku tego roku premier i jego ministrowie byli „przeciw”, ale od tego czasu zmieniły się sondaże.
Premier z PO traktuje Polaków jak idiotów co najmniej od czasu zdobycia władzy. Jeśli sobie na to pozwalają... Apelowałbym jednak: nieco więcej pozorów, premierze, proszę chociaż nie demonstrować tego tak ostentacyjnie.