Niemcy przejmują władzę w Europie, bo jako jedyny naród wśród tych pogrążających się w dekadencji mieli cel. Nie zawsze uświadamiany, nigdy nieartykułowany na głos, ale skłaniający do wysiłków i wyrzeczeń: odwrócić skutki dwóch przegranych wojen - pisze Rafał A. Ziemkiewicz w najnowszym wydaniu Tygodnika Do Rzeczy.
Natura nie znosi próżni – także w polityce. Kiedy nie ma kto podjąć decyzji, ostatecznie podejmuje ją ten, kto najbardziej jakiejkolwiek decyzji potrzebuje, bo najwięcej na jej braku straci. W Unii Europejskiej są to Niemcy. W ten sposób Zjednoczona Europa staje się z każdym kryzysem coraz bardziej Europą niemiecką, do tego stopnia, że kolejnym ofiarom kryzysów trudno uwierzyć, iż nie były one celem od początku do końca uknutego w Berlinie spisku, mającego doprowadzić do osiągnięcia chytrością i pieniędzmi tych samych imperialnych celów, których Wilhelmowi II i Hitlerowi nie udało się osiągnąć zbrojnie.
Paradoks historii kryje się w tym, że przecież wszystkie główne projekty zjednoczenia Europy − od Wspólnoty Węgla i Stali do wspólnej waluty − wynikały właśnie z obawy przed wzrostem siły Niemiec, miały służyć do spętania ich potęgi, niczym powieściowego Guliwera, niemożliwymi do zerwania więzami gospodarczymi i politycznymi z innymi krajami. Dlaczego więzy te „działają” dziś odwrotnie?
Całość artykułu w 10 numerze tygodnika Do Rzeczy.