W ostatnim czasie kontrowersje wywołał atak Ukraińców na rosyjski Biełgorod. To przygraniczne miasto jest celem Kijowa już od pierwszych miesięcy wojny. Z reguły jednak bombardowane były obiekty militarne. Dochodziło też do brawurowych tzw. rajdów biełgorodzkich. Rosyjskie oddziały, walczące po stronie Kijowa, przekraczały granicę państwa agresora, przejściowo zajmując kilka mniejszych przygranicznych miejscowości. W kontekście tych wydarzeń mówiło się o kompromitacji Moskwy, która dała się zaskoczyć na własnym terytorium. Ewentualnie – o groźbie eskalacji konfliktu, do której jednak nie doszło.
Ukraińcy, atakując wroga na jego własnym terytorium, ostatecznie złamali pewne tabu. Dowiedli, że atak na Rosję w Rosji nie skutkuje automatycznie użyciem przez Putina broni jądrowej i rozpętaniem trzeciej wojny światowej. Jednak 30 grudnia 2023 r. w obwodzie biełgorodzkim zostało złamane inne tabu. I tym razem efekty wizerunkowe są negatywne nie dla Moskwy, tylko dla Kijowa. W wyniku ukraińskiego ostrzału centrum Biełgorodu 14 osób zginęło, a 108 zostało rannych. Wszyscy zabici i ranni to cywile. W kolejnych dniach ataki były ponawiane. Ukraińcy zrobili w zasadzie to samo co Rosjanie. Czyli najpierw ostrzelali teren wroga, mając świadomość, że zginą cywile. Następnie stwierdzili, że ich celem były obiekty militarne. Winą za śmierć cywilów obarczyli natomiast obronę przeciwlotniczą wroga.
Gdy Rosja dawała się zaskoczyć na własnym terytorium, cierpiał jej wizerunek potężnego imperium, które kontroluje każdy metr swojej strefy wpływów. Gdy Ukraina zabija cywilów, cierpi jej wizerunek niewinnej ofiary, która tylko się broni przed agresją. A to na pewno nie pomoże jej w utrzymaniu topniejącego wsparcia ze strony Zachodu. Ponadto trzeba pamiętać, kto tę wojnę rozpętał. Atak na Biełgorod to odwet za o wiele częstsze i bardziej zmasowane, trwające od początku wojny, ostrzały ukraińskich miast.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.