Wyborczą klęskę Bronisława Komorowskiego podsumować można krótko: jaka brzydka katastrofa. Tym bowiem, co ostatecznie skłoniło wyborców do ukarania urzędującego prezydenta, było sięgnięcie przez jego obóz po najbrudniejsze sposoby walki: agresję, kłamliwe oskarżenia, ataki na teścia i córkę przeciwnika oraz zupełnie już bezwstydne telewizyjne manipulacje propagandowe na czele ze spreparowaniem niby-zamachu tuż przed ciszą wyborczą. Ostatecznie odebrało to wszystko w oczach prostego Polaka jakąkolwiek wiarygodność stojącym murem za władzą „elitom”, choćby nie wiem, ilu Oscarami i innymi sukcesami się one legitymowały. (…)
Oczekiwanie, że partia „weźmie się do solidnej pracy” i zrobi „coś”, jest bardzo silne w kibicujących jej mediach – tylko żaden z mędrców, tak wymownych w krytykowaniu Kaczyńskiego i demaskowaniu populizmu Dudy, nie jest w stanie wyartykułować cienia pomysłu, co to ma być za "coś". A jeśli coś wyartykułuje, to nijak się to ma do rzeczywistości. Więcej troski o gejów, więcej feministek, więcej euroentuzjazmu i poparcia wspólnej waluty, więcej ujadającego na PiS Stefana? Czołowa komentatorka polityczna „Wyborczej” uznała na przykład, że PO może odzyskać młode pokolenie, jeśli zaproponuje mu socjalne osłony i świadczenia. (…)