Kosztowna niemiecka lekcja demokracji
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Kosztowna niemiecka lekcja demokracji

Dodano:   /  Zmieniono: 
 

Kilka dni temu okazało się, że Szwecja zamierza deportować z kraju około 80 tys. imigrantów, których wnioski o azyl zostały odrzucone. Stosunek do imigrantów radykalnie zmienia też Dania: zgodnie z nowym prawem uchodźcy uzyskają zgodę na ubieganie się o łączenie rodzin dopiero po trzech latach stałego pobytu, władze zamierzają konfiskować przybyszom wartościowe przedmioty, z których pokrywano by koszty ich pobytu w kraju. W Niemczech też rośnie krytyka polityki kanclerz Angeli Merkel, choć ona sama zdania nie zmienia.

To wszystko, co się dzieje u naszych sąsiadów, ma też swoją dobrą stronę: powinno wyleczyć Polaków z kompleksu niższości. Przy wszystkich wadach różnych polskich polityków żaden do tej pory nie był w stanie prowadzić z takim maniakalnym wręcz uporem podobnie absurdalnej polityki, jak czyni to niemiecka kanclerz. Nie mógł nie tylko dlatego, że polscy politycy są bardziej przenikliwi, bo nie są, lecz także, i to nauka najważniejsza, że w Polsce system demokratyczny działa lepiej i sprawniej niż w Niemczech. Jest mniej zoligarchizowany, pozwala na większy pluralizm opinii, lepiej artykułuje różnicę interesów i poglądów. Tym samym głupie działania władzy szybciej i wyraźniej spotykają się z oporem. Polskie społeczeństwo obywatelskie jest lepiej zorganizowane od niemieckiego. W Polsce mimo usiłowań różnych lewackich lobby i ideologicznych grup nacisków nie udało się wprowadzić takiej formy tresury i kontroli społecznej jak za Odrą. Nie obowiązują ustawy o zwalczaniu mowy nienawiści. Większość ludzi nie boi się mówić tego, co myśli, i myśleć tego, co czuje. Nie boi się też wyrażać tego publicznie. Modelowym wręcz przykładem niewydolności systemu niemieckiej demokracji były reakcje na sprawę uchodźców. W czasie, kiedy w Kolonii i innych miastach dochodziło do napaści, kanclerz Merkel wygłaszała noworoczne przemówienie, swoiste kuriozum. Otóż stwierdziła w nim, że uchodźcy dla Niemiec to „szansa jutra”, aNiemców wezwała do tego, by nie dawali posłuchu „nienawiści na tle rasowym”. Nic dziwnego, że niemieckie media publiczne z takim ociąganiem podawały informacje o napadach na kobiety. Jeszcze bardziej zabawny był późniejszy komentarz pani kanclerz, która stwierdziła, że państwo musi na tę falę przemocy reagować. Najwyraźniej nie potrafiła powiązać swoich decyzji z ich konsekwencjami. 

Nie tylko zachowanie kanclerz, lecz także mediów świadczy o niewydolności tamtego systemu. W Polsce na premierze, który popełniłby takie błędy, nie zostawiono by suchej nitki. W Niemczech nieprzyjemne wieści, które przeczyły oficjalnej propagandzie sukcesu – „Damy radę”, powtarzała niezmordowanie szefowa rządu – podawano z opóźnieniem i bojaźliwie. Najwyraźniej ludzie kierujący mediami traktują swych odbiorców jako potencjalnie agresywną masę, która w każdej chwili może stać się łupem ekstremistów. W Polsce wzajemna kontrola różnych, przeciwnych sobie i krytykujących siebie nawzajem gazet, tygodników oraz portali sprawia, że takie tłumienie faktów nie byłoby możliwe.

To dobra lekcja. Tylko dlaczego musi tyle kosztować? 


Kup akcje Do Rzeczy S.A.
Odbierz roczną subskrypcję gratis!
Szczegóły: platforma.dminc.pl


Księgarnia Do RzeczyKsiążki Pawła Lisickiego
można kupić w Księgarni Do RzeczyZapraszamy
Czytaj także