Premier z zakazem konkurencji
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Premier z zakazem konkurencji

Dodano:   /  Zmieniono: 

Coraz częściej słyszę o tym, jaka to wspaniała przyszłość czeka naszych dzielnych polskich polityków. O premierze Tusku mówi się – co zresztą on sam przyznał skromnie – jako o szefie Komisji Europejskiej, Radka Sikorskiego wymienia się zaś wśród możliwych następców pani Catherine Ashton, kierującej unijną dyplomacją.

Patrzcie no, chciałoby się aż zawołać, jak w Polsce nie docenia się talentów. Tam o nich zabiegają, a tu niewdzięczni rodacy krzywym okiem premiera mierzą. Tam Europa zbawcę i wybawiciela w nim widzieć gotowa, tu zaś nad Wisłą wolno płynącą głosy się podnoszą, że Tusk się wyczerpał, wypalił i nic już do zaproponowania nie ma.

Szans obu polityków ocenić nie umiem. Być może wszystko to jest grą na użytek polskiej opinii publicznej. Być może to kolejny zabieg marketingowy, który ma pokazać, że obaj panowie cieszą się w Europie autorytetem, co ma wzmocnić ich pozycję w Polsce. A może wręcz przeciwnie, Tusk i Sikorski tak naprawdę mają już dość krajowej polityki i najchętniej – jeden tylko lub obaj – wynieśliby się na stałe za granicę. Wiadomo, że splendor i apanaże większe. Jak by nie było, w sprawie tej uderza mnie jedno: powszechne założenie, że taki awans ze stanowiska premiera na szefa Komisji lub z funkcji ministra spraw zagranicznych na szefa dyplomacji UE jest po pierwsze czymś naturalnym, po drugie dla Polski korzystnym.

Nie trzeba być szczególnie podejrzliwym, by dostrzec, że interesy Unii i Polski nie zawsze muszą być tożsame. W jeszcze większym stopniu prawda ta odnosi się do interesów Polski i krajów w Unii najsilniejszych, takich jak Niemcy czy Francja. Czy zatem premier lub minister mogą wiarygodnie bić się o polskie interesy i jednocześnie zabiegać o wysokie stanowiska unijne? A nawet jeśli nie zabiegać, to dopuszczać i przyjmować taką możliwość?

Jak można sobie wyobrazić, że premier, który w tyle głowy ma myśl, że lada moment może zostać szefem Komisji, będzie z determinacją i stanowczością walczył teraz o nasze sprawy? Czy może, to tylko przykład, skutecznie zabiegać o to, by Unia nie ograniczała tak drastycznie emisji CO2 w krajach członkowskich, skoro być może za chwilę będzie musiał walczyć o coś przeciwnego? O to, by Polska do tych unijnych projektów ściśle się stosowała? Podobnie minister. Czy będzie umiał prowadzić wobec Rosji politykę niewygodną dla Niemiec, skoro wie, że od głosu Berlina zależeć może jego przyszła kariera? Wątpię.

Wydaje się, że jest tylko jeden sposób, żeby nie dochodziło tu do oczywistego konfliktu lojalności. Polska powinna wprowadzić prawo zakazujące obecnym urzędnikom pełnienia wysokich funkcji w instytucjach Unii w okresie bezpośrednio po odejściu z rządu. Może to być rok, mogą być dwa lata. Byłaby to forma prawa o zakazie konkurencji, tyle że tym razem nie w zastosowaniu do menedżerów, ale polityków. Jeśli duże korporacje potrafią w ten sposób dbać o swoje interesy, to dlaczego nie może tego robić państwo narodowe?

Czytaj także