Zmiana prezydenta w Stanach Zjednoczonych przeszła dość burzliwie, ale teraz emocje opadły. Czy uważa Pan, że w USA nastąpi teraz uspokojenie sytuacji, czy też to, co działo się 6 stycznia będzie się powtarzać?
Grzegorz Długi: Absolutnie nie wygląda na to, by było jakiekolwiek uspokojenie. Być może nie będzie tak drastycznych sytuacji jak zajścia na Kapitolu, ale USA wchodzi w czas niepokojów społecznych. Przy czym nie jest to rzecz do końca nowa – zmiany w Stanach Zjednoczonych są procesem, który trwał od dłuższego czasu, a wydarzenia w Waszyngtonie były tylko kulminacją. W USA są przeobrażenia ekonomiczne, etniczne, demograficzne, kulturowe. I wydaje się też, że Ameryka będzie tracić pozycję światowego hegemona na rzecz Chin. I wybór Joe Bidena na prezydenta USA to potwierdza, a jednocześnie proces ten przyśpieszy.
Dlaczego?
Przede wszystkim administracja Joe Bidena raczej nie będzie zabiegać o umocnienie pozycji USA względem Chin, raczej będzie tu polityka resetu, odwrotu. Po drugie, nowa administracja będzie spłacać swój dług wobec radykalnej lewicy.
No właśnie, tu mamy powrót specjalnych pełnomocników wobec LGBT?
Akurat to jedynie symbol, bo administracja Donalda Trumpa, o czym wiele osób w Polsce zapomina, zajmowała stanowisko raczej pro-LGBT. Natomiast z nową administracją przyjdzie zmiana polityczna na wielu polach, skrajnej politycznej poprawności. Przy czym moje obawy budzi nie tyle osoba Joe Bidena, który jest klasycznym politykiem Partii Demokratycznej starszej daty, ale osoba wiceprezydent, Kamali Harris. Jej poglądy są jawnie marksistowskie. Tu czekać nas może bardzo niepokojący zwrot w polityce Waszyngtonu. Z jednej strony jest kwestia radykalizmu samej pani Harris, z drugiej radykalizm skrajnej lewicy, organizacji typu Antifa, które w Portland kilka dni temu atakowały też siedziby Partii Demokratycznej. One nie zawieszą swych pałek na ścianie. Stąd Biden albo się z organizacjami tymi zderzy, albo będzie musiał skręcić w lewo. A jak do tego dojdzie, to z kolei wywoła frustrację po stronie konserwatywnej. I nastąpi eskalacja protestów społecznych. Pamiętajmy, że w USA wiele osób ma broń i to niekoniecznie o charakterze sportowym. A więc Amerykę czeka czas bardzo poważnych wstrząsów.
Co oznacza wybór Joe Bidena dla Polski?
Tu obawy są dwie. Pierwsza jest taka, że skoro Ameryką wstrząsać będą poważne protesty społeczne, to ośmieli to inne, niekoniecznie demokratyczne państwa, w myśl zasady – skoro kota nie ma, myszy harcują. A druga obawa dotyczy polityki USA wobec naszego wschodniego sąsiada, czyli Rosji.
Jednak wielu ekspertów przewiduje, że resetu takiego jak za Obamy nie będzie?
Proszę jednak zwrócić uwagę, że już podrożały ceny ropy, a to bardzo cieszy władzę na Kremlu. Do tego Biden już wstrzymał budowę rurociągu z Kanady do USA, co też podniesie ceny ropy. A dla nas wzmocnienie pozycji Rosji jest niepokojące, szczególnie, że przynajmniej obecne władze na Kremlu nie są absolutnie zainteresowane jakąkolwiek współpracą z Polską. Polskę czeka więc teraz czas niepewności. I bardzo niepokoi, że polscy politycy nie zdają sobie z tego sprawy. Że – choć za wiele nie możemy – ale powinniśmy się starać jakoś przedstawiać politykom amerykańskim realną sytuację. Tymczasem polscy politycy starają się głownie wykorzystać relacje polsko-amerykańskie w bieżącym sporze politycznym w Polsce. Głównie robi to opozycja nie rozumiejąc, że gdy kiedyś obejmie władzę, to pewne rzeczy odrobić będzie bardzo trudno. Apelowałbym o państwowe podejście do polityki międzynarodowej, nie czynienie z niej bata do załatwiania wewnętrznych spraw.
Czytaj też:
Ks. prof. Bortkiewicz: Czy to jeszcze cywilizacja ludzka, czy jakieś skundlenie myślenia?