Przez ostatnie cztery lata żyłem w przeświadczeniu, że z dnia na dzień, ba, z godziny na godzinę Polska chyli się ku upadkowi. Groza narastała, niebo ciemniało, pioruny biły, strach za gardło chwytał. Jedyne, co pozostawało niepewne, to skala zniszczeń i rozpadu, jaką państwu przyniosło zwycięstwo PiS w październiku 2015 roku.
Jedni twierdzili, że współczesna Polska przypomina Republikę Weimarską z początku lat 30., inni wskazywali na początek rządów Hitlera, jeszcze inni dostrzegali podobieństwa między nadwiślańskim reżimem a dawnym PRL, wreszcie byli i tacy, którzy mądre miny robiąc, co dzień od nowa głosili, że hydra faszyzmu w Polsce się odradza.
Czytaj też:
Co w najnowszym "Do Rzeczy"? Ziemkiewicz: Z lewicy zawsze można się pośmiać
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.