I dodawał: „Spór polityczny nie zniknie, bo jest częścią demokracji, ale trzeba zrobić wszystko, by obniżyć jego temperaturę. Potrzeba nam więcej serdeczności, więcej uśmiechu. […] Ważne jest, by nawet po największych sporach podać oponentowi rękę. Dlatego zaprosiłem Rafała Trzaskowskiego do Pałacu Prezydenckiego. Chciałem, żeby to był nowy zwyczaj w polskiej polityce, i mam nadzieję, że będzie”.
Cóż, chciałoby się powiedzieć, że nadzieja umiera ostatnia. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że takie słowa – o potrzebie pojednania, o wyciszeniu emocji – są w ustach głowy państwa czymś naturalnym. Wbrew swoim krytykom Andrzej Duda wykonał zarówno w ostatnich latach, jak i podczas kampanii takich gestów otwarcia całkiem sporo. Jednak, obawiam się, nie doprowadzą one do tego, żebyśmy – nadzieja na to pojawiła się w prezydenckim przemówieniu – pięknie się różnili.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.