Nie potrzeba pomników z kamienia – 10 lekcji Jana Pawła II

Nie potrzeba pomników z kamienia – 10 lekcji Jana Pawła II

Dodano: 
Pomnik Jana Pawła II w Poznaniu
Pomnik Jana Pawła II w Poznaniu Źródło: PAP / Paweł Jaskółka
O. MACIEJ ZIĘBA OP | Dlaczego wśród polskiej młodzieży zrobiło niedawno karierę słowo „odjaniepawlać”, które choć nie ma wydźwięku stricte antyklerykalnego, to jest wyraźnie pejoratywne? „Odjaniepawlać” oznacza bowiem robić rzeczy bez sensu, które są dziwaczne i niekiedy utrudniają innym ludziom życie. Niestety, jest to słowo oskarżenie. Oskarżenie świata dorosłych: rządów i samorządów, kleru: od biskupów po wikarych i katechetów (w tej grupie zapewne wina jest największa), nauczycieli i pracowników mediów, polityków (zwłaszcza katolickich) oraz wszystkich katolickich zrzeszeń i organizacji.

Artykuł jest fragmentem książki o. Macieja Zięby OP "Pontyfikat na czasy zamętu", który udostępniło nam Wydawnictwo W drodze.

Dlaczego się odjaniepawla?

Owszem, można replikować – nie warto się słowotwórstwem młodzieży nadmiernie przejmować. Młodzi od zawsze buntują się wobec świata dorosłych, często bywają jednostronni w swoich sądach i potrafią je złośliwie wyrażać. To prawda. Ale trzeba też zarazem pamiętać, że młodzież jest szczególnie wyczulona na wszelkie formy sztuczności, fasadowości czy hipokryzji, że niezmiernie inteligentnie wyczuwa rozbieżność między warstwą słów i deklaracji, a realiami życia.

Ten slangowy młodzieżowy neologizm oznacza zatem, że generacja młodych Polaków jest po prostu zmęczona liczbą obchodów rocznic, akademii, prelekcji, uroczystości, monumentów, rond, ulic, alei, bulwarów, mostów, kładek, szpitali, przychodni, żłobków, przedszkoli, szkół, uniwersytetów, a także centrów oraz szlaków górskich, wodnych czy lądowych im. Jana Pawła II. Na taki przesyt zawsze reaguje się ironią.

Ten neologizm oznacza również, że o Janie Pawle II i jego dziele częstokroć uczono ich metodą profesora Bladaczki z Ferdydurke, który w bezrefleksyjny i nachalny sposób ukazywał wielkość poezji Słowackiego: „Dlaczego kochamy? Bo był wielkim poetą. Wielkim poetą był! Nieroby, nieuki, mówię wam przecież spokojnie, wbijcie to sobie dobrze w głowy – a więc jeszcze raz powtórzę, proszę panów: wielki poeta, Juliusz Słowacki, wielki poeta, kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on wielkim poetą”.

Z pewną dozą arbitralności można powiedzieć, że obecnie jedynie generacja ludzi starszych, dzisiejszych emerytów, to generacja Polaków, która świadomie pamięta cały pontyfikat Jana Pawła II. Ludzie młodsi, ale już wkraczający w wiek średni, mieli jeszcze możność świadomego, osobistego spotkania z Papieżem podczas jego pielgrzymek, audiencji czy dni młodzieży. Ale młodsi od nich Polacy, a ich liczba rośnie z każdym rokiem, pamiętają już co najwyżej chorobę oraz odchodzenie Jana Pawła II, a coraz częściej w ogóle go już nie pamiętają. Prowadzone systematycznie badania opinii publicznej są jednak nadal zadziwiająco stabilne. Przez cały czas ogromna większość społeczeństwa, ponad 90 proc., uważa Jana Pawła II za wielki duchowy i moralny autorytet (uważa tak nawet 2/3 z tych respondentów, którzy deklarują się jako niewierzący). Z powyższego można – jak sądzę – wyciągnąć cztery wnioski.

Po pierwsze, jeżeli chce się młodszej generacji w sposób twórczy przekazać wizję i nauczanie Jana Pawła II o Kościele, Polsce oraz świecie, to czas nagli. Za niewiele już lat pokolenie świadków pontyfikatu straci możliwość społecznego oddziaływania, a pokolenie, które nie poznało Papieża, będzie dominowało i odpowiadało za kształt życia chrześcijańskiego oraz społecznego w Polsce.

Po drugie, widać to po coraz częstszych próbach dezawuowania postaci Papieża przez ludzi, którzy z antyklerykalizmu i z walki z Kościołem uczynili swój sztandar, że bez mądrej apologii prawda o jego pontyfikacie może zostać zdeformowana, gdyż jest to element systematycznej oszczerczej kampanii, która ma zniszczyć jedyny autorytet jednoczący prawie wszystkich Polaków. Co gorsza, można zauważyć, że powtarzane bez końca insynuacje oraz kłamstwa przynoszą rezultaty – powoli osadzają się w świadomości społecznej. Bez mądrego, opartego na faktach, przekazywania wiedzy o pontyfikacie Jana Pawła II fałszywe klisze z czasem zapełnią mózgi kolejnej generacji wchodzących w dorosłość obywateli III RP.

Po trzecie, należy w istotny sposób zmienić sposób narracji o Papieżu i jego dokonaniach. Metoda profesora Bladaczki skutkuje coraz powszechniejszym „odjanopawlaniem się” w młodej generacji. Pamiętam, jak w listopadzie 1999 roku, kiedy wraz z abpem Gocłowskim mówiliśmy o idei powołania fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”, usłyszeliśmy od Jana Pawła II: „Nie potrzeba pomników z kamienia, trzeba docierać do serc i umysłów”. Papież jasno sformułował więc, co jest istotne. Ale aby dotrzeć do serc i umysłów młodej generacji, trzeba po pierwsze znacznie częściej używać jej środków komunikowania się między sobą, a po drugie – co najistotniejsze – ukazywać dzieło Papieża jako twórczą inspirację do rozwiązywania dzisiejszych problemów, które stoją przed Polską, Kościołem i każdym z nas, jako nauczanie poszerzające horyzonty w naszym myśleniu o przyszłości.

Po czwarte, nadchodzą ostatnie lata, kiedy w sposób twórczy można wykorzystać dobre energie zapisane w sercach pokolenia znającego pontyfikat, które nazywam „pokoleniem daru oraz długu”. Miliony Polaków otrzymały bowiem w darze od Jana Pawła wiele pięknych chwil, a niekiedy najpiękniejszych momentów w całym życiu. Żadna inna postać historyczna czy współczesna, żadne inne wydarzenie z najnowszej lub dalszej historii nie jest – w niewielkiej choćby części – tak głęboko egzystencjalnie wpisane w świadomość Polaków jak pontyfikat Jana Pawła II. To jest wielki i realny potencjał wykorzystywany dziś w niewielkim stopniu. A przecież w setkach tysięcy naszych domów wiszą na ścianie fotografie dokumentujące spotkania domowników z Papieżem. W połowie polskich rodzin – pokazują to badania – nadal często rozmawia się o Papieżu. Ci ludzie z chęcią spłaciliby choć cząsteczkę długu zaciągniętego wobec Pana Historii za dar spotkania z Janem Pawłem II. Potrzeba jednak konkretnych impulsów wyzwalających tę dobrą energię. A tymczasem wciąż brniemy w „odjaniepawlanie” według receptury profesora Bladaczki.

Pełzająca sekularyzacja

Spójrzmy na naszą teraźniejszość – na tę część półpełnej szklanki, która jest pusta. Socjologowie mówią o „pełzającej sekularyzacji”, a tezę tę popierają konkretne liczby, obniżenie się wskaźników uczestniczenia w Mszach Świętych i w katechezie, spadek liczby powołań i poziomu zaufania do Kościoła, obserwujemy też ogromny spadek autorytetu biskupów i księży. Nie jest to tylko – jak utrzymują niektórzy – efekt antykościelnej kampanii prowadzonej przez niektórych polityków i niektóre media. Owszem, taka kampania jest faktem. Jest to jednak również wynik naszych błędów oraz grzechów, braku transparentności, korporacyjnego zamiatania problemów pod dywan, opowiedzenia się przez niektórych biskupów i księży za sojuszem ołtarza i tronu. Jest to też rezultat tego, że – jak to kiedyś sformułowałem – Kościół w Polsce w ostatnich dziesiątkach lat cierpi na „syndrom tłustego kocura”: jest mu nieźle, ciepło, czuje się najedzony, więc nie musi się ruszać, właściwie nie potrzebuje nic zmieniać. A przecież trzeba ciągle myśleć o odświeżaniu języka, o trafianiu do nowych grup, o poszukiwaniu nowych form głoszenia Ewangelii. Kościół to wspólnota stale się odnawiająca, stale dokonująca reform – jak to określił już w IV wieku św. Augustyn z Hippony (Ecclesia semper reformanda est). Pojawiają się też nowe zagrożenia i Episkopat całkowicie słusznie przestrzega przed rozpowszechnianiem się różnych form nacjonalizmu dolepianych do ewangelicznego orędzia oraz przed narastającymi podziałami społecznymi. Biskupi mówią także o wplatanych w chrześcijańską wiarę elementach magicznych oraz niebezpieczeństwach ezoteryzmu i pentakostalizacji wiary, które absolutyzują indywidualne doświadczenie połączone z nieznajomością Tradycji oraz ignorowaniem Magisterium. To tylko parę przykładów wyzwań, przed którymi staje dziś Kościół w Polsce.

Zarazem każdy, kto choć trochę zna nauczanie Jana Pawła II wie, że jego magisterium pontificium stanowi szansę twórczego i nośnego społecznie szukania odpowiedzi na wymienione powyżej wyzwania. Są w nim zawarte mądry opis chrześcijańskiej rzeczywistości oraz głęboka wizja posłannictwa Kościoła. Dotyczy to odkrywania piękna liturgii oraz życia sakramentami, relacji nauki i wiary, sensu powołania chrześcijańskiego, ale dotyczy także chrześcijańskiego feminizmu i dzisiejszego zamieszania wokół gender oraz wyzwań ekologicznych; dotyczy problemów z naszą obecnością w Unii Europejskiej, kwestii uchodźców, problemów z patriotyzmem i nacjonalizmem. I aż wstyd przypominać, że wobec wszelkich podziałów, zarówno między Polakami, jak i w relacjach z Ukraińcami, Żydami, Niemcami czy Litwinami Jan Paweł II jest wielkim budowniczym mostów. Nawet wobec najtrudniejszych historycznych doświadczeń. Jak powiedział dyrektor Yad Vashem: „Jan Paweł II buduje mosty nad rzekami krwi”.

Nasz kraj stoi wobec poważnych problemów wewnętrznych i międzynarodowych. Przyszłość świata nie tylko z powodów pandemii nie rysuje się w jasnych barwach. Kościół w Polsce – który tak stracił na wiarygodności – stoi wobec bardzo poważnych wyzwań. I naprawdę potrzebujemy odnowy duchowej i odbudowy polifonicznej wspólnoty, wyzwolenia pokładów dobrej energii w sercach milionów Polaków. Wymaga to modlitwy i odnowy liturgii oraz pogłębienia formacji i nowych, rozlicznych społecznych zaangażowań inspirowanych przez wiarę. Wobec otaczających nas niewesołych realiów brzmi to może jak naiwne wishful thinking, ale innej drogi po prostu nie ma.

Może więc warto się zastanowić, jak głębiej zainspirować własne życie, życie naszych parafii, nasze życie społeczne i kulturowe myślą i nauczaniem, którym przez blisko 30 lat swojego pontyfikatu dzielił się z nami Jan Paweł II. Jeśli liderzy Kościoła nie podejmują skutecznie tego zadania, to może sami spróbujmy małych konkretów, działań na naszą miarę. Małe naprawdę jest piękne. A nawet więcej: jest bezcenne.

Dziesięć papieskich lekcji

Na swój własny użytek spisałem sobie dziesięć takich konkretnych lekcji, których udzielił nam Jan Paweł II.

1. Modlitwa

Pierwsza z nich to lekcja modlitwy. Warto wspomnieć choćby brewiarz, który Jan Paweł II odmówił w katedrze na Wawelu w 2002 roku podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Trwał przez kilkadziesiąt minut w milczeniu, głęboko zanurzony w tajemnicę Obecności. Papież złamał wtedy wszystkie reguły światowych mediów i wszelkie limity tak cennego dla nich ściśle wyliczonego wcześniej czasu. Nigdy w historii naszego globu telewizje nie transmitowały tak długiego okresu ciszy. A Jan Paweł II był po prostu autentyczny, wierny swoim słowom wypowiedzianym 20 lat wcześniej w rozmowie z André Frossardem: „nie prowadząc życia wedle reguły kontemplacyjnej, mam świadomość, że owa gleba modlitwy, z której wyrasta każdy dzień, ma w sobie wiele elementów i momentów kontemplacyjnych – i że modlitwy te posiadają szczególną wartość dla całej mojej posługi”[1].

A w tym samym mieście, w 1997 roku, podczas kanonizacji królowej Jadwigi mówił: Uczcie się w szkole św. Jadwigi, wybitnej władczyni, która – mimo młodego wieku – była znakomitym politykiem, była też niezwykle zaangażowana w dzieła miłosierdzia i – jak mało kto – rozumiała rolę nauki i kultury. Ale – podkreślał Papież – ta jej „głęboka mądrość i szeroka aktywność płynęły z kontemplacji – z osobistej więzi z Ukrzyżowanym. Contemplatio et vita activa tu zyskiwały słuszną równowagę”.

2. Bezinteresowny dar z siebie samego

Druga lekcja Jana Pawła II to przypominanie w niezliczonych wręcz przemówieniach i dokumentach nauczania soborowego o tym, że człowiek „nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” (GS 24). Jan Paweł II naucza i pokazuje, że przez ten dar z siebie samego, swych talentów, czasu i majątku, z siebie jako osoby najpiękniej realizuje się nasza wolność i urzeczywistnia się miłość. A także, że takie odczytanie swojego życia, swojego powołania daje wielką – nieporównaną z niczym radość.

Niezmiernie to aktualna lekcja w świecie, w którym zabijana jest bezinteresowność – skalkulowano już koszty pandemii, a także każdej operacji i interwencji medycznej, koszty każdego dnia wychowywania dziecka, każdej godziny pracy sądu oraz szkoły, koszt dotarcia do słuchacza lub widza, awansu w rozgrywkach sportowych, cenę głosu oddanego w wyborach. I wszystko dziś robi się „po coś”: aby zwiększyć efektywność, obniżyć koszty, przyśpieszyć sukces, zmniejszyć kaloryczność, wydłużyć spodziewany czas życia. Także jeżeli czegoś nie robimy, to też musimy to uzasadnić korzyściami – tym, że jest to niezdrowe, że trwoni nasz czas lub marnuje pieniądze, że zmniejsza szanse na awans. Kto nie optymalizuje, ten przegrywa. Ale tam, gdzie światem rządzi jedynie reguła optymalizacji, usychają i prawda, i piękno. Płowieje też pogoda ducha i poczucie humoru, zanika spontaniczność i bezinteresowność. W świecie, w którym umiera bezinteresowność, nieuchronnie umiera też miłość.

3. Być człowiekiem sumienia

Trzecia lekcja, którą warto przypomnieć, to wezwanie Jana Pawła II, by być człowiekiem sumienia. A to oznacza, że mamy się uczyć niekoniunkturalnych zachowań, umieć przekroczyć swoje wahania i lęki, by być wiernym prawdzie i dobru oraz nieść dobro innym ludziom. Przypominał nam o tym Jan Paweł II wielokrotnie, a najzwięźlej ujął to w 1987 roku w Gdańsku, mówiąc: „Każdy znajduje w życiu jakieś swoje Westerplatte, jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć, jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić, nie można zdezerterować”. Ten temat rozwinął Papież już w wolnej Polsce, w 1995 roku w Skoczowie: „być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków, ciągle na nowo się nawracać. Być człowiekiem sumienia, to znaczy angażować się w budowanie królestwa Bożego: królestwa prawdy i życia, sprawiedliwości, miłości i pokoju, w naszych rodzinach, w społecznościach, w których żyjemy i w całej Ojczyźnie; to znaczy także podejmować odważnie odpowiedzialność za sprawy publiczne; troszczyć się o dobro wspólne, nie zamykać oczu na biedy i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej solidarności”. Zmieniają się okoliczności, płyną kolejne lata, ale te słowa nie utraciły nic ze swej aktualności.

4. Rodzina: kochać i być kochanym

Czwarta lekcja to lekcja życia rodzinnego. Dla Jana Pawła II najważniejszym i podstawowym miejscem kształtowania naszego człowieczeństwa jest rodzina. Oznacza to, że jest ona spotkaniem osób, które wymaga wierności i duchowej pracy, spotkaniem, które „buduje na duchowej dojrzałości ludzi. Bo przecież wiadomo, że gdy tego zabraknie, mężczyzna i kobieta mogą widzieć w tej nierozerwalnej jedności tylko przymus, od którego chcieliby się uwolnić”[2].

Rodzina jest najważniejszą wspólnotą, gdyż jest miejscem – jak Papież napisał w jednej z encyklik – „w którym człowiek otrzymuje pierwsze i decydujące wyobrażenia związane z prawdą i dobrem, uczy się, co znaczy kochać i być kochanym, a więc co konkretnie znaczy być osobą”(CA 39). A w innym ze swoich tekstów wyrazi tę prawdę a contrario: „jak bez miłości rodzina nie jest wspólnotą osób, tak samo bez miłości nie może ona żyć, wzrastać i doskonalić się jako wspólnota osób”(FC 18).

Pamiętajmy jednak, mówiąc o wielkich słowach – o miłości, dojrzałości oraz wierności – że pierwszym, konkretnym i niczym niezastąpionym fundamentem budowania miłości jest czas. Łatwo o tym zapominamy rozdarci pomiędzy codziennym zabieganiem, a wielkimi planami na przyszłość. Pamiętajmy więc o darze z własnego czasu, o spędzaniu go ze swoimi bliskimi. I dobrze ten czas wykorzystajmy: sami uczmy się kochać, ale uczymy też kochania bliskich nam ludzi oraz – co nie mniej ważne – uczmy się bycia kochanymi.

5. Chrześcijański feminizm

Piąta lekcja to pozostawiony w spuściźnie przez Jana Pawła II chrześcijański feminizm. Feminizm dziś jest ważnym tematem, choć często źle interpretowanym. Jan Paweł II proponuje odpowiedź i głęboką, i po chrześcijańsku realistyczną. Pokazuje, że mamy walczyć nie tylko o kwoty, aby wszędzie było po 50 proc. kobiet i mężczyzn, ale by dostrzec, że płeć jest darem od Pana Boga i że jest wielką wartością. Postulat, by uznać, że płeć jest bez znaczenia i jest jedynie kwestią umowy oraz konwencji, to fałszywa ideologia, która ignoruje zarówno naszą fizyczność i psychiczność, jak i duchowość. Warto więc cenić kobiecość oraz męskość, pokazywać, jak mogą pięknie się dopełniać i współpracować. Należy też pamiętać, że nasza godność oraz równość nie płyną z męskości czy kobiecości, ale z tego, że wszyscy jesteśmy osobami, z tego, że – Jan Paweł II przypomina nauczanie soborowe – człowiek jest „jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego”. Ale trzeba również pamiętać o tysiącleciach niesprawiedliwej męskiej dominacji. Dlatego Jan Paweł II wielokrotnie wskazywał na to, że najważniejsze jest przekształcenie kultury, która była dotąd zdominowana przez model patriarchalny, w kulturę, w której w pełni można docenić – jak to wyrażał – „geniusz kobiety”. Oznacza to „równość w godności”, stąd także równość we wszystkich systemach prawnych, politycznych i ekonomicznych. Dlatego napisze w Evangelium vitae, że kobiety: „mają stawać się promotorkami »nowego feminizmu«, który nie ulega pokusie naśladowania modeli »maskulinizmu«, ale umie rozpoznać i wyrazić autentyczny geniusz kobiecy we wszystkich przejawach życia społecznego, działając na rzecz przezwyciężania wszelkich form dyskryminacji, przemocy i wyzysku” (EV 99). Chodzi o to, aby kobiety mogły równoprawnie, w pełni i w całkowitej wolności realizować się w całej ludzkiej rzeczywistości. Także jako żony oraz matki, bo jest to wielkie i wspaniałe powołanie, w którym realizuje się nasze człowieczeństwo. Podkreślam słowo „także”. Chodzi o wolność, o to, by nie narzucać innym ludziom, w tym wypadku kobietom, co mają robić. To istotny element papieskiej lekcji. W tak pojętym feminizmie bardzo ważne jest jednak docenienie piękna, wagi i znaczenia małżeństwa oraz macierzyństwa. Dostrzeżenie, że są one wielkim i niczym niezastąpionym wzajemnym darem małżonków oraz rodziców, że dobrze przeżywane są niezwykłą szkołą wzrastania w miłości, pomnażania jej i obdarowywania nią ludzi żyjących w bliższym i dalszym otoczeniu.

6. Ekologia

Szósta lekcja to ekologia, niezmiernie ważny element nauczania Jana Pawła II, omawiany i powtarzany przezeń przez dziesiątki lat w wielu dokumentach. Papież przede wszystkim starał się dotrzeć do przyczyn degradacji środowiska naturalnego i dowodził, że jej głównym źródłem jest „zła ekologia ludzka”. „Jeśli trosce o rozwój ekonomiczny i technologiczny nie będzie towarzyszyła troska o równowagę systemu ekologicznego, nasza ziemia będzie musiała nadal ponosić poważne szkody ekologiczne, połączone z negatywnymi konsekwencjami dla dobra ludzkości” – to jeden z licznych papieskich apeli, tym razem z adhortacji Ecclesia in Asia. – „Jawny brak szacunku dla środowiska naturalnego będzie trwał tak długo, jak długo ziemia wraz ze swym potencjałem będzie uważana za przedmiot służący do bezpośredniego użytku i konsumpcji, za rzecz, którą można manipulować w pogoni za niczym niekontrolowanym zyskiem. Chrześcijanie i ci, którzy wierzą w Boga Stwórcę, powinni uważać za swój obowiązek ochronę środowiska i przywracanie w ten sposób szacunku dla wszystkich stworzeń Bożych. Jest wolą Bożą, żeby człowiek zarządzał przyrodą nie jako bezlitosny wyzyskiwacz, lecz jako inteligentny i odpowiedzialny jej administrator” (EA 41).

Dlatego Jan Paweł II wielokrotnie apelował, by ekologia nie koncentrowała się jedynie na oszczędzaniu surowców, redukcji zanieczyszczeń, kwotach emisyjnych czy energooszczędnych technologiach. Przede wszystkim – powtarzał Papież i wyprzedzał w tym swoją epokę – musimy się troszczyć o „ekologię ludzką”, gdyż nadmierny konsumpcjonizm, chciwość, brutalny stosunek do przyrody oraz wyzysk, mają swoje korzenie w ludzkim sercu. Dlatego, by skutecznie ratować przyrodę, musimy przede wszystkim przebudować sferę „ekologii ludzkiej”, a jest to sfera edukacji, kultury, mediów, a także polityki i gospodarki. W 1990 roku pisał tak: „Współczesne społeczeństwo nie znajdzie rozwiązania kwestii ekologicznej, jeśli poważnie nie zweryfikuje swojego stylu życia. W wielu stronach świata hołduje ono zasadom hedonizmu i konsumpcji, nie troszcząc się wcale o ich zgubne konsekwencje (…) zły stan ekologii jest przejawem głębokiego moralnego kryzysu człowieka”[3]. To z troski i dbałości o dobrą ekosferę człowieka w naturalny sposób będzie wypływał nasz mądry, głęboki i długofalowy stosunek do natury – jako daru powierzonego nam przez Boga. To nie jest zadanie tylko dla chrześcijan. Cała nasza cywilizacja powinna tę lekcję przerobić.

7. Współczesne areopagi

Siódma lekcja Jana Pawła II to – używając często powtarzanego przez niego terminu – „współczesne areopagi”, czyli ogromne przestrzenie kultury, polityki i ekonomii, w których powinno być obecne kompetentne, twórcze i wyraziste chrześcijańskie świadectwo. Wspaniałą tego ilustracją były seminaria w Castel Gandolfo. Bywali na nich tacy filozofowie, jak najwybitniejsi przedstawiciele hermeneutyki Hans-Georg Gadamer i Paul Ricoeur, wybitny komunitarysta Charles Taylor, wielki filozof dialogu Emmanuel Levinas czy światowej sławy filozof logiki Ernest Gellner, a z „naszych” wspaniały Leszek Kołakowski, przyjeżdżali historycy: twórca mikrohistorii Emmanuel Le Roy Ladurie, znawca rewolucji francuskiej François Furet czy Gertrude Himmelfarb, autorytet w badaniach nad współczesną historią Anglii i Stanów Zjednoczonych, a z Polaków Aleksander Gieysztor i Bronisław Geremek. Bywali też słynni socjologowie, tacy jak sir Ralf Dahrendorf czy Edward Shils, fizycy – jak genialny fizyk kwantowy Carl-Friedrich von Weizsaecker, politycy – jak Zbigniew Brzeziński, wybitni pisarze – choćby Czesław Miłosz. Jan Paweł II był wśród nich, to on animował i wspierał to wspólne poszukiwanie prawdy przez protestantów i katolików, prawosławnych i żydów, a także ludzi niewierzących. To były spotkania najświetniejszych umysłów przełomu XX i XXI wieku zaproszonych przez następcę św. Piotra, by debatować o podstawowych wyzwaniach współczesności.

Chrześcijanie, twórcy kultury i nauki, zaangażowani w życie ekonomiczne i polityczne, nie powinni się bać ludzi inaczej myślących, ale tak jak św. Paweł iść na areopagi, w środowiska trudne, często niezbyt nam przychylne, i właśnie tam być świadkami Chrystusa. Dlatego tak ważne jest podjęcie, twórczego i krytycznego dialogu na „współczesnych areopagach”. „Dialog mają prowadzić chrześcijanie nie tylko pomiędzy sobą, ale także z innymi religiami niechrześcijańskimi, z całym światem kultury i cywilizacji, również z tymi, którzy nie wierzą. Prawda bowiem nie przyjmuje żadnych granic. Jest dla wszystkich i dla każdego. A gdy prawdę tę czyni się w miłości, wówczas jeszcze bardziej staje się ona uniwersalistyczna”[4]. Jak z tego jasno wynika, że „postawa dialogu jest sposobem bycia chrześcijanina wewnątrz własnej wspólnoty, a także jego postawą wobec innych wierzących oraz ludzi dobrej woli”.[5] Ale, co bardzo istotne – wzorem jest tu św. Paweł – dialog taki powinien być prowadzony z mocą wiary, ale też i z głębokim zrozumieniem otaczającego świata, jego kultury oraz mechanizmów ekonomii i polityki. Innymi słowy, aby być wiarygodnym świadkiem, trzeba pamiętać, że nie wystarczy sama gorliwość, trzeba to czynić mądrze, kompetentnie i ze zrozumieniem ludzi inaczej myślących.

8. Demokracja i gospodarka na gruncie wartości.

Ósma lekcja to budowanie demokracji na gruncie wartości. Demokracja bowiem to nie tylko mądre akty prawne, dobrze zredagowana konstytucja oraz możliwość głosowania przez ogół obywateli. Rdzeniem demokracji – uczył Jan Paweł II – jest „homo democraticus”, człowiek demokratyczny. To człowiek, który świadomie i dobrowolnie buduje dobro wspólne służące całej wspólnocie, szczególnie pamiętając o solidarności z jej najsłabszymi członkami. Papież ostrzegał też, że demokracja bez fundamentów wartości łatwo się obraca w jawny bądź ukryty totalitarnym. Taka jest prawda. Bo same rządy większości nie oznaczają automatycznie sprawiedliwego i dobrego ustroju. Mogą też oznaczać nietolerancję, a nawet tyranię. Jedynie uformowani, sprawiedliwi i dobrzy ludzie mogą zbudować demokrację sprawiedliwą i dobrą, a więc troszczącą się o wszystkich jej uczestników. Dlatego odnawianie i pielęgnowanie moralnych fundamentów demokracji jest czymś bardzo ważnym i koniecznym, by mogła przetrwać i służyć wspólnemu dobru wszystkich obywateli.

Z tym wiąże się wezwanie do przekształcania życia gospodarczego: w Polsce i na całym świecie. Papież w swym nauczaniu bezustannie tłumaczył, jak niebezpieczne jest przekonanie o „niewidzialnej ręce rynku”, o tym, że ekonomia jest dziedziną samoregulującą się i autonomiczną. Ale nie mniej niebezpieczne jest dążenie do tego, by państwo sterowało gospodarką przez swoje biurokratyczne struktury. Dlatego tak ważne jest budowanie gospodarki na solidnym fundamencie etycznym. Jest to wymiar niezbędny i nie wolno go ignorować. Przecież każda decyzja ekonomiczna, każda transakcja, czy też inwestycja, każda decyzja o udzieleniu bądź nieudzieleniu kredytu ma także swój wymiar etyczny. Aksjomatem nowoczesności od oświecenia było przekonanie, że ekonomia sama się najlepiej reguluje i moralność jest jej niepotrzebna. W rezultacie jedynym kryterium stało się dążenie do coraz szybszego wzrostu i coraz większego zysku. Tymczasem Jan Paweł II nieustannie przypominał, że ekonomia jest wytworem ludzkiej kultury i to od nas zależy, czy nadamy jej ludzki kształt czy też kształt nieludzki.

9. Kościół otwarty

Dziewiąta lekcja to temat, który bardzo często powracał u Jana Pawła II, poczynając od jego programowej encykliki Redemptor hominis – to samoświadomość Kościoła otwartego. Tłumaczył, że umiłowanie Kościoła, znajomość jego nauczania, powinny być nie tylko domeną teologów czy kapłanów, ale że każdy chrześcijanin powinien mieć świadomość głębokiej więzi kościelnej zawiązanej przez chrzest, że życie sakramentalne powinno być połączone ze znajomością teologii oraz Magisterium. I właśnie z tego głębokiego zakorzenienia w Kościele wypływa postawa otwarcia, chęć podzielenia się posiadanym skarbem, spotkania się z ludźmi innych wyznań, religii czy z niewierzącymi. Raz jeszcze podkreślmy wagę, jaką Jan Paweł II przywiązywał do postawy dialogu. Jak bowiem pisał w Redemptoris missio: „Dialog nie rodzi się z taktyki czy wyrachowania, ale jest działaniem mającym swe uzasadnienie, wymogi, godność: wypływa z głębokiego szacunku dla tego wszystkiego, co w każdym człowieku zdziałał ten Duch, »który tchnie tam, gdzie chce«” (RM 56).

Jan Paweł II – jeszcze jako kapłan, a potem arcybiskup Krakowa – zawsze ukazywał swoim przykładem, że Kościół musi być otwarty, bo Kościół zamknięty zdradza swoją misję, zamienia się w skansen, staje się karykaturą katolickości – powszechności i uniwersalności, a więc fundamentów, na których zbudował go Chrystus. Wskazywał, że Kościół ze swej natury musi wychodzić na zewnątrz, musi rozumieć współczesnego człowieka, gdyż – przywołajmy słynną frazę z Redemptor hominis – to „człowiek jest drogą Kościoła”.

10. Mądry patriotyzm

Dziesiąta lekcja to temat, który wybrzmiał szczególnie mocno, gdy Jan Paweł II przybył do Polski z pierwszą pielgrzymką w 1979 roku. Mówił wtedy, że prosi nas, „abyśmy to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością”. Przez cały czas swego pontyfikatu uczył nas głębokiego, mądrego i otwartego patriotyzmu. Był to zresztą temat, który – jak starałem się pokazać w poprzednich rozdziałach – towarzyszył Karolowi Wojtyle już od dzieciństwa, potem jako młodemu księdzu, metropolicie krakowskiemu, a również w trakcie pontyfikatu, aż do ostatniej jego książki Pamięć i tożsamość opublikowanej tuż przed śmiercią. Ukazywał nam znaczenie umiłowania rodziny, małej ojczyzny i poprzez dużą ojczyznę całej ludzkości. I dlatego uważał, że prawdziwym remedium na odżywające okresowo nacjonalizmy „jest patriotyzm. Charakterystyczne dla nacjonalizmu jest bowiem to, że uznaje tylko dobro własnego narodu i tylko do niego dąży, nie licząc się z prawami innych. Patriotyzm natomiast, jako miłość ojczyzny, przyznaje wszystkim innym narodom takie samo prawo jak własnemu, a zatem jest drogą do uporządkowanej miłości społecznej”[6]. I właśnie dlatego i w takim porządku, niesłychanie ważne jest umiłowanie swojego kraju, jego kultury, budowanie wspólnoty solidarności. I dlatego apelował do nas z Jasnej Góry (1983): „nie pragnijcie takiej Polski, która by nic nie kosztowała”.

Przed z górą dwudziestoma laty Jan Paweł II napisał w liście do mnie: „Czy Polacy wyciągną nieodzowne wnioski w stosunku do przyszłości? Czy potrafią się zmobilizować pod kątem Tertio Millennio? Modlił się kiedyś Wyspiański słowami Konrada w Wyzwoleniu: »Jest tyle sił w narodzie, jest tyle mnogo ludzi. Niechże w nie Duch Twój wstąpi i śpiące niech pobudzi…«. Chyba jest to modlitwa także na dzisiaj”. Te słowa zapadły mi głęboko w serce. I choć od tego czasu wyrosło kolejne pokolenie Polaków, to te słowa pozostają wciąż aktualne. Jest to modlitwa także na dzisiaj.

[1] A. Frossard, Nie lękajcie się..., s. 40.

[2] A. Frossard, Nie lękajcie się..., s. 139.

[3] Jan Paweł II, Orędzie na Światowy Dzień Pokoju, 13.

[4] Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s. 126.

[5]Jan Paweł II, Ecclesia in Africa, 65.

[6] Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, s. 29.

Pontyfikat na trudne czasyCzytaj też:
Czy dla wszystkich "zwykłych księży" ochrona życia to "puszka Pandory"?
Czytaj też:
Ks. prof. Kobyliński: To najgłębszy kryzys w historii polskiego katolicyzmu

Źródło: Wydawnictwo W drodze
Czytaj także