- Komentarze po Marszu Niepodległości obnażyły intelektualną nędzę elit III RP. I nie w tym problem, jak oceniają one Ruch Narodowy. Jeśli się w jego ocenie nie mylą, to świadczy to o nich jeszcze gorzej, bo nie potrafią tej wzbierającej fali przeciwstawić niczego sensownego- pisze w najnowszym Do Rzeczy Rafał A. Ziemkiewicz.
- Opiniotwórcze salony III RP wychowano w tradycji inteligenckiej – tradycji uprawiania polityki za pomocą moralizowania i estetyzowania, a nie agend i konkretnych projektów. Mówiąc obrazowo, kiedy elity zachodnie myślą o powodzi, wtedy myślą o polderach, wałach przeciwpowodziowych, organizowaniu ewakuacji. Natomiast „autorytet” III RP spytany o powódź zdecydowanie potępi opady i przybór wód, a zwłaszcza tych, którzy się od powodzi niewystarczająco odcięli. To nic, że powódź się tym wszystkim nie przejmie, grunt, że ocalony zostanie moralny porządek świata. Jest na taką postawę dobre określenie: słuszniactwo.
Otóż panowie i panie zaludniający salony III RP, to, co widzicie od kilku lat w Dniu Niepodległości, to zapowiedź powodzi. I wasze powtarzane po raz tysięczny przestrogi przed faszyzmem są wobec niej zupełnie pozbawione znaczenia.
Obsesyjne skupienie wszystkich kamer i komentarzy na płonącej tęczy (która w ogóle nie znajdowała się na trasie marszu) jest tak naprawdę ucieczką od rzeczywistości. A tą rzeczywistością było maszerujące spokojnie (jeśli nie liczyć szczeniackiego zamiłowania do pirotechniki), o kilkaset metrów dalej, kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi, którzy przyjechali do Warszawy, często z bardzo daleka, aby protestować przeciwko III RP i wyrazić marzenie o Polsce innej, lepszej.
Wypieraniem rzeczywistości jest też obsesyjne wmawianie wbrew oczywistym faktom, że ci młodzi ludzie to „ideowe dzieci Kaczyńskiego”. Kaczyński, choćby nie wiem jak przez establishment III RP znienawidzony i demonizowany, jest dla zbuntowanej młodzieży jej częścią, a nie alternatywą. Innym tego dowodem, oprócz marszu, są sondaże (narodowców, niestartujących w wyborach, na razie nieuwzględniające) dające w grupie wiekowej 18–24 lata wygraną Kongresowi Nowej Prawicy Korwin-Mikkego, obiecującego obozy dla całej klasy politycznej od lewa do prawa.
III RP, tak samo nomenklaturowa jak jej poprzedniczka, zafundowała młodemu pokoleniu upokorzenie pod postacią śmieciowych umów i śmieciowego wykształcenia, które nie daje pracy. Odebrała mu możliwość cywilizacyjnego awansu, dorobienia się i rozwoju, reglamentując sukces i tworząc szklane sufity, w starciu z którymi nic nie znaczą pracowitość, talent czy przedsiębiorczość. Co gorsza, nauczyła ich, że w tej Polsce nie liczą się żadne wartości, tylko znajomości i łapówki. A prawdziwie dramatycznego rozmiaru nabierają bezrobocie, brak mieszkania i perspektyw dopiero wtedy, gdy porządek, który to sprawia, nie ma żadnej sankcji moralnej.
Gdy nastolatkowi wystarczy kilka kliknięć, by zapoznać się ze wszystkimi krętactwami Wałęsy w sprawie „Bolka”, zaganianie na pompatyczną hagiografię Wajdy buduje w nim szacunek dla III RP w podobnym stopniu, jak za moich czasów przekonywały do socjalizmu filmy o Leninie. „Niewiarygodny w jednym, niewiarygodny we wszystkim”, rozumieli już starożytni Rzymianie, a przecież elity III RP w oczywisty sposób kłamią nie tylko w tej jednej sprawie i nie tylko w ten sposób się w oczach ludzi młodych kompromitują. Gdy spontanicznemu wśród młodych kultowi bohaterów z powązkowskiej „Łączki” przeciwstawiają odgórny kult mjr. Baumana, gdy próbują prawdziwe święta narodowe zastąpić obchodami rocznicy mętnego dealu w Magdalence i odrzucają barwy narodowe na rzecz różu lub tęczy, potwierdzają w oczach młodego Polaka, że są mu obce i wrogie.
Co mają autorytety III RP do powiedzenia tej młodzieży? Jakie mają pomysły na likwidację dręczących ją patologii? Nic i żadnych. Na wszystkie pytania, problemy, wątpliwości mówią tylko jedno: więcej Europy! Europa da, zapewni, podyktuje właściwe rozwiązania, bo Europa to Wielki, Biały Człowiek, a wy − głupi murzyni. Ta wszechodpowiedź przestała do młodych trafiać. Młode pokolenie wolne jest już i od tego naiwnego idealizowania Zachodu, jakie cechowało moich rówieśników, i od baraniego zachłyśnięcia się europejskim dobrobytem, jakie stało się udziałem dzisiejszych trzydziestoparolatków. Budzi się w nim godność, której starszym zabrakło, bo widzi Europę wcale nie jako raj, ale jako miejsce, gdzie pracy nie ma nie co czwarty, tak jak u nas, ale co drugi 20-latek, gdzie rozszalała politpoprawność zakazuje Bożego Narodzenia i modlitwy za chorych i gdzie wszystkie kraje poza Niemcami biednieją, co każe mu podejrzewać, iż cała Unia to kłamstwo służące ekonomicznemu imperializmowi najbogatszych. (...)
Cały artykuł dostępny jest w 44. wydaniu Do Rzeczy.