Wiem, co powiedzą populiści: że podnoszenie kar drogowych to „populizm”, że to lepsze drogi mają znaczenie, a nie wyższe mandaty, że władza zareagowała tak po głośnym wypadku pijanego kierowcy. Żaden z tych argumentów nie jest prawdziwy. Zaplanowane przez rząd urealnienie kar za wykroczenia i przestępstwa drogowe – po 23 latach! – opracowywano już od blisko roku i potwierdzali to dawno temu ministrowie. A specjaliści zajmujący się bezpieczeństwem drogowym mówili o potrzebie tej zmiany prawie od dekady. Dodajmy też, że nie jest niczym zdrożnym, iż po wstrząsających wydarzeniach społeczeństwo domaga się zmian, a władza je wprowadza – prawo na drogach zaostrzano np. w Holandii czy USA właśnie pod taką presją. Choć tam mniejszą rolę odgrywają media, a większą ludzie – tworzą organizacje domagające się zmian (jak np. Mothers aganist Drunk Drivers).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.