Sławomir Piłat

Dodano: 
Minister sportu Sławomir Nitras (PO)
Minister sportu Sławomir Nitras (PO) Źródło: PAP / Piotr Nowak
Wpis nr 589 II zakażeń/zgonów 2.968.200/76.434 II Dziś dzień sześćsetny epidemii, a właściwie polskiego pacjenta zero. Pamiętacie? Miało być na góra miesiąc.

Ci co się pochorowali mieli wyzdrowieć w góra 3 tygodnie, albo umrzeć. Reszta nie miała się zakazić, bo ci pierwsi byli izolowani. Nic z tego się nie stało. Ciekawe dlaczego, bo to działało w każdej pandemii. Nie mam już ochoty do odfajkowywania kolejnych okrągłych –nic (miesięcznic, rocznic, czy tygodnic). Wielu z tych, którzy uważają, że będzie kiedyś jak było po staremu, byleby pogonić sanitarystów, spieszę zapewnić, że nic z tego. Pewnych rzeczy nie da się już cofnąć. A więc do dzieła, czyli popatrzmy na jedno z tych zjawisk nowych, które nie da się już odzobaczyć.

Dawno temu, (pamiętacie?), na dużym spędzie inicjatywy Trzaskowskiego za niemieckie pieniądze pt. Campus Polska Przyszłości, poseł Sławomir Nitras zawnioskował, by „opiłować katolików z przywilejów”. Platforma, zwłaszcza od czasu pół-powrotu Tuska, ma problem z ultrasami. No, bo jak im wyjdzie (z badań), że (dzisiaj?) „wszyscy jesteśmy katolikami”, że pełowskie mamy żegnają krzyżem chleb (jak u ludzi) i trzeba wejść w nowe buty, to zaraz wyskakuje jakiś niezorientowany w mądrości etapu i wszystko jak krew w piach. No, Tusk nie ma lekko, bo harcownicy czasem chodzą w przeciwfazie przekazu dnia.

I tu jest kłopot, no bo jak ktoś coś takiego palnie, to Tusk ma dylemat – no, paru tam takiego NItrasa poparło, mało nas, a więc nie można od razu tak się nie przyłączyć, z drugiej strony – narracje się rozchodzą. I trzeba zjeść i mieć ciasteczko, na czym polega aktualna taktyka PR-owska Tuska. Ale to łapanie spadających talerzy, nie to co kiedyś jak się za czasów PO wychodziło na konferencję, wrzucało jakąś przykrywkę i media to wałkowały przez tydzień. Teraz narrację narzuca albo PiS, albo trzeba się gimnastykować lewą ręką przez prawe ucho, by lewacki pełowiec był zadowolony, ale i ten co (jeszcze?) chodzi do kościoła. I odbyło się puszczanie przesłuchów, nie oficjalnych stanowisk, co na to niby Tusk. Że się (biedaczek) wkurzył, że jest zły na p. Sławomira, że tu się inwestuje w machanie do katoli, że tu u nas też jest miejsce, a tu wychodzi Nitras z piłą. No, tragedia. Wiem na pewno, że to niby oburzenie nie wynika z merytoryki, tylko z taktyki. Czyli, że opiłowywanie katoli to (w którejś z wersji taktyki PO), sprawa równie dopuszczalna jak krzyżowanie chleba. Wszystko zależy jednak od mądrości etapu, której jak widać nie są w stanie ogarnąć nawet ludzie z jądra totalnej opozycji. Tak to jest ze slalomem, jak ma się do czynienia z tymi, co tylko całe życie jeździli, par excellence, na krechę.

Jak się musiał wkurzyć Tusk, jak życie – ja je właśnie za to lubię – dopisało do tego pointę godną oskarowego scenarzysty. Jakiś debil w Zielonej Górze ściął piłą drewniany krzyż. Z czego zrobił (debil podwójny więc) detaliczną relację filmową i pochwalił się na Youtubie. Gostka złapano i pojawiły się analogie, że posłuchał się Nitrasa w sprawie onego piłowania. Opozycja od razu odrzuciła tego rodzaju koincydencje jako potwarz, ale jest to zachowanie taktyczno-hipokrytyczne. No, bo inspiracja raz działa, a raz nie działa. Jak się podpalił Szczęsny (ostatnio rocznica i tkliwe wpisy o ANALOGII jego desperacji z zachowaniami PiS-u) to wszystko pasuje. Jak Cyba zaszlachtował PIS-owca, to wariat i do PO należał tylko na zasadzie pomyłki, poza tym chciał zabić każdego polityka, do czego nadstawił się fałszywie, jako potencjalna ofiara, ówczesny poseł (pamięta jeszcze kto?) Niesiołowski. Dziś ścięcie krzyża nie ma nic wspólnego z wezwaniem posła Nitrasa, na zasadzie – jak Boga kocham, gdyby ono tylko przeszło przez nieopiłowane usta pana Sławomira.

Ja tam nie jestem nawet ciekaw prawnych losów, ustalonego z własnego filmu, debila z piłą. Ale zastanawia mnie jedno – milczenie w tej sprawie polskiego Kościoła. Ja tu już nic nie rozumiem. Jak jakiś inny (nieustalony?) debil zbił szybkę w synagodze, to byliśmy na miejscu zbrodni wszyscy – biskupi, popi, rabini i kogo tam jeszcze brakowało. Jak mamy film, ze sprawcą i nie szybkę, tylko spiłowanie najważniejszego symbolu chrześcijan – nic.

W ogóle ten polski Kościół (poddaję się red. Wielowiejskiej jednak z jej rozróżnieniem na kościół hierarchiczny i ludowy) hierarchiczny, to jakaś zakała. Myślę, że Jan Paweł II i kardynał Wyszyński, to by ich wziął i pojechał wszystkich na zieloną trawkę, wprzódy ćwicząc sznurem od habitu. To jest jakiś upadek. I to nie przemilczanie filmów Sekielskich, które miałyby być dopiero impulsem do wzięcia się za temat pedofilii, ale głównie sprawy kowidowe pokazały kompletne… zeświedczenie hierarchów. Episkopat stał się pudłem rezonansowym Rady Medycznej panów Horbanów i przekłada, ba – nawet eskaluje, ich nielegalne rekomendacje. Zamykanie kościołów, unieważnianie świąt katolickich, nachalne selekcje sanitarne w dostępie do kościołów, czyli… sakramentów, epidemiologiczne kazania rodem z kanału #szczepmysie, to są pomysły ludzi doczesnych. Gdzie tu jest wiara w Boga, której zdaje się być nie pozbawiony – na szczęście – lud boży? Jak pasterz nie wierzy w cel redyka, to gdzie mają iść owce? Tylko chciałbym przypomnieć, że często, nawet w Polsce, zdarza się tak, że wkurzone degeneracją pasterzy owce, przerabiają ich na skóry.

Wraca więc kwestia, wyśmiewana przez lewicę, jako przesadzonej, narracji mającej udowodnić mniemane zagrożenie katolików. Czy są oni represjonowani, skoro dochodzi do takich ekscesów? No są. Wyobraźmy sobie, że jakiś debil piłuje jakiś symbol np. żydowskiej czy islamskiej symboliki. W pierwszym przypadku mielibyśmy do czynienia z oburzeniem świata i tropieniem antysemityzmu w skali globu i w biografii pilarza. W drugim – proste, bo znane – demonstracje w wielu krajach, gdzie mamy muzułmanów (w więc i w połowie Europy) i parę bombek w podarunku. Ja wiem, że to wydaje się w Polsce niedorzeczne, ale chrześcijanie, zwłaszcza katolicy, są najbardziej represjonowaną religią na świecie. I, co mnie martwi, polski Episkopat o tym nie mówi, czyli nie zauważa. Nie zauważa też, że takie ekscesy jak zielonogórski, to nie są przypadki, ale znaki.

Ja nie bardzo lubię obecnego papieża i to nie tylko za zachowania prokowidowe, które lustrzanie powtarza polski Episkopat. Ja go nie lubię za osmatyczne dekonstruowanie naszej wiary, za dialektyczne rozmywanie zasad religijnych oraz „soborowanie” Kościoła, czyli wprowadzanie zmian, które ówspółcześniają wiarę do poziomu rozpuszczenia się jej ducha w, płynnej przecież, jeśli świeckiej, współczesności. Przypomina mi się więc przepowiednia jego poprzednika, Benedykta XVI, który prorokował, że katolicy skończą jako mało liczna sekta, w podziemiu, za to z dużym poziomem duchowości. Czyli wrócimy do jaskiń, wiary prostej, prześladowanej, ludowej, bezhierarchicznej, którą dzięki temu trudno podbić lub skorumpować.

Owce pójdą bez pasterza, oby nie na rzeź.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także