W rozmowie z RMF FM minister nawiązał do wtorkowego ataku migrantów Kuźnicy, który został odparty przez polskich policjantów i żołnierzy. – To, że funkcjonariusze obronili polską granicę spowodowało, że Łukaszenka ma dziś problem i szuka innej możliwości ataku hybrydowego – powiedział Błaszczak.
– Teraz została przyjęta trochę inna metoda przez migrantów i przez służby białoruskie, bo nie ulega żadnej wątpliwości, że te ataki są kierowane przez służby białoruskie. Metoda polega na tym, że mniejsze grupy ludzi próbują sforsować granicę w wielu miejscach – tłumaczył szef MON.
Co z dziennikarzami na granicy?
Minister nie chciał jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kiedy i w jakim wymiarze na granicę zostaną wpuszczeni dziennikarze. Stwierdził, że dotychczas ma niedobre doświadczenia z obecnością mediów w strefie przygranicznej.
– To prowadzi do rozszczelnienia granicy. Mielibyśmy za chwile 300 tys., a potem w milionach byśmy liczyli tych ludzi – stwierdził Błaszczak. Dopytywany, czy po 2 grudnia, kiedy skończy się stan wyjątkowy, dziennikarze będą mogli pracować na granicy, szef MON odpowiedział, że "to wszystko przyciąga kolejne fale migracji". – A ja jako minister obrony narodowej jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo – dodał.
W piątek funkcjonariusze Straży Granicznej odnotowali 195 prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Zatrzymanych zostało 5 cudzoziemców, a wobec 82 wydano postanowienia o opuszczeniu terytorium RP. Za pomocnictwo zatrzymano dwóch obywateli Ukrainy i jednego Niemca – podała SG na Twitterze.
Czytaj też:
Zagraniczna ofensywa Morawieckiego. Rzecznik rządu podał szczegółyCzytaj też:
Sondaż: Czy Polacy popierają budowę zapory na granicy?