Ale nie dziś, kiedy przed wyjściem do teatru, zerkając na ekran, można nieopatrznie ujrzeć kadry z Kramatorska, gdzie Rosjanie zrzucili bomby kasetowe na peron pełen ludzi, i trzeba to sobie – to i kilka innych spraw – jakoś wyjaśnić. O dziwo, jak nigdy wyjaśnienie przychodzi od teatru.
Spektakl pokazywany jest na małej scenie warszawskiego Teatru Powszechnego. Pomysł wyszedł od uciekinierów z Białorusi. Reżyser Jura Dziwakou i scenografka Tatsiana Dziwakoua postanowili przypomnieć o istnieniu Władimira Sorokina, rosyjskiego pisarza dysydenta, i zaadaptowali jego opowiadanie „Nastia” wydane w roku 2001.
Wersja robocza, stworzona dzięki ministerialnej rezydencji dla białoruskich artystów emigrantów, okazała się na tyle obiecująca, że przeobraziła się w spektakl włączony do repertuaru Teatru Powszechnego. W trakcie prób, pomiędzy pierwszym pokazem efektów rezydencji w grudniu 2021 r. a finalną premierą w kwietniu 2022 r., rozszalała się wojna i okazało się, że proza Sorokina nie jest chorym, obłąkanym rojeniem, ale precyzyjnym zapisem z zanurzenia w odmęty tzw. rosyjskiej duszy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.