Co dzień są gdzie indziej. Donieck, Charków, Słowiańsk. Scenariusz jest zawsze taki sam. Nagle kilkudziesięciu uzbrojonych mężczyzn zajmuje budynki użyteczności publicznej, wywiesza rosyjskie flagi i zwraca się z prośbą o pomoc do Moskwy. Czasem dochodzi do potyczek, czasem sami się wycofują.
Biedny Władimir Władimirowicz Putin, choć serce mu krwawi z bólu, nie ma sił, by to wszystko ogarnąć i w sukurs prześladowanym współbraciom pospieszyć. Jakby tego było mało, kolejka błagalników, którzy to chętni są się schronić pod skrzydłami czarnego orła, się wydłuża. Naddniestrze, Tbilisi, może Estonia i Łotwa. Zostawiając sarkazm na boku, trzeba zapytać, o co w tej grze chodzi. Dlaczego Kreml tak bezczelnie i bezwstydnie wykorzystuje swoją przewagę?
No cóż, Putin posługuje się starodawną definicją sprawiedliwości, sformułowaną niegdyś przez Ateńczyków wobec mieszkańców Delos: sprawiedliwe jest znoszenie przez słabszych przemocy ze strony silniejszych. Oczywiście wieki rozwoju cywilizacji zrobiły swoje i dziś używanie siły ukryte jest pod znacznie grubszą warstwą hipokryzji oraz obłudy niż przed wiekami. Dzisiaj rosyjski dyktator skrywa swe intencje za dobrze brzmiącymi hasłami o potrzebie zapewnienia Rosjanom bezpieczeństwa, mówi o prawach człowieka, o wolności. Nie da się ukryć, że ta propaganda bywa skuteczna. Niezależnie od inspiracji zewnętrznej wielu Rosjan zamieszkałych na wschodzie Ukrainy woli poddać się Kremlowi. Raz, że wierzą w narastające zagrożenie; dwa, że widzą słabość ukraińskiego państwa i wybierają imperium ze stolicą w Moskwie.
Trudno było przyjąć, że Putin zrezygnuje z Ukrainy. Zwycięstwo demokratów na Majdanie oznaczało przecież, że Rosja cofa się do swoich granic z XVII w. Że nowe imperium jest warte tyle co zamki na piasku. Czy to oznacza jednak faktyczną wojskową interwencję Rosjan na dużą skalę? Nie można tego wykluczyć.
Obawiam się jednak, że plan Putina jest inny. Wywoływanie ciągłych niepokojów, tworzenie nowych ognisk zapalnych – a to w państwach bałtyckich, a to w Naddniestrzu, a to wreszcie w Gruzji – ma wywołać przeświadczenie, że Rosja jest dynamiczną, sprawną i skuteczną potęgą. Ma doprowadzić większość opinii zachodniej do znużenia i zniechęcenia. Aż powiedzą: Ile można ciągle o tej Ukrainie?! Ile można się tym zajmować? Zostawmy ją Rosjanom, oni się nią dobrze zajmą. Podobny zamysł przyświeca Putinowi w stosunku do samych Ukraińców. Chce ich zastraszyć, zmęczyć, odebrać im wolę sprzeciwu, wytworzyć w nich poczucie beznadziei. Tak, żeby zbrojna interwencja okazała się niepotrzebna, bo sami Ukraińcy po prostu zrezygnują.
Czy ten plan musi się udać? Niekoniecznie. Jeśli Zachód będzie potrafił pokazać prawdziwą solidarność z Kijowem, a Kijów prawdziwą determinację, by świeżo wywalczonej wolności nie utracić. Tylko bez złudzeń: Putin łatwo nie odpuści. To nie jest gra dla ludzi o słabych nerwach.