„Partyzancki zew: po co Białoruś i Polska rozwijają wojska obrony terytorialnej” – zastanawia się Wadim Dolinin w swoim tekście na stronie internetowej stacji RT. Rosyjski dziennikarz drobiazgowo analizuje przyczyny i cele, dla których Mińsk i Warszawa postanowiły uformować nowy rodzaj sił zbrojnych. Oczywiście, nietrudno się domyślić, której z tych stolic przypisuje szlachetne, defensywne pobudki, a której agresywne zakusy.
Generalnie jednak polskie i białoruskie WOT okiem rosyjskiego dziennikarza mają pewien wspólny mianownik. „W oficjalnych dokumentach oddziały te określane są jako specjalny rodzaj sił zbrojnych. Ich zadaniem jest brać udział w działaniach wojennych, w których nie ma jednolitej linii frontu, walczyć z terrorystami i dywersantami. W praktyce chodzi o dobrze zorganizowane i wyszkolone formacje partyzanckie” – pisze Dolinin. Na Białorusi OT to „system permanentnego podtrzymywania wojskowych nawyków ludności cywilnej”. Za organizację oddziałów odpowiadają władze obwodowe. Rosyjski dziennikarz dostrzega analogię pomiędzy białoruską OT a działającą na terenie Białorusi podczas II wojny światowej czerwoną partyzantką, która była na tyle skuteczna, że wydarła Niemcom około 60 procent okupowanego przez nich terytorium.
Według najnowszej, zatwierdzonej przez Mińsk w 2016 roku wojennej doktryny, w przyszłości największym zagrożeniem dla Białorusi nie będzie regularna inwazja, tylko działalność „organizacji kryminalnych i ekstremistycznych”. Wadim Dolinin cytuje Aleksandra Łukaszenkę, który stwierdził, że jeżeli Białorusini mogą się czegoś obawiać, to obalenia władzy drogą „kolorowej rewolucji”, wywołanej w ramach wojny hybrydowej. Rosyjski dziennikarz nie pisze tego wprost, ale sugestia jest jasna – atak miałby przyjść ze strony Zachodu. Szczególnie, że omawiając polską OT, ani słowem nie wspomina o tym, że miałaby ona wypełniać zadania podobne do tej białoruskiej. Tak, jakby w Polsce problem zagrożenia wojną hybrydową nie istniał.
Co prawda, Dolinin przyznaje, że oficjalne polska OT ma współdziałać z siłami regularnymi w przypadku zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa czy klęsk żywiołowych. Cytuje nawet wypowiedź Antoniego Macierewicza, który stwierdził, że siły obrony terytorialnej „są najbardziej efektywnym sposobem przeciwdziałania operacjom sił rosyjskich”. Zaraz potem rosyjski dziennikarz dodaje jednak, że oddziały OT formowane są przy granicy z Białorusią i Ukrainą. „Niektórzy eksperci wyrażają obawy, że terytorialsi mogą przerodzić się w mini-armię, podporządkowaną osobiście ministrowi obrony narodowej bądź też prezesowi partii Prawo i Sprawiedliwość Jarosławowi Kaczyńskiemu i wywierać wpływ zarówno na sytuację wewnętrzną, jak i na lokalne geopolityczne procesy” – pisze Dolinin.
O ile argument o WOT jako osobistej armii Macierewicza padał już wielokrotnie z ust polityków polskiej opozycji, o tyle nikt jeszcze nie formułował głośno przypuszczenia, że formacje te zostaną użyte do agresji na sąsiednie państwo. „Wzmocnienie sił obrony wywołuje zaniepokojenie na tle pretensji terytorialnych polskich nacjonalistów, mówiących o konieczności odtworzenia granic z 1939 roku, a więc roszczących sobie tym samym prawo do 40 procent terytorium obecnej Białorusi” – twierdzi rosyjski dziennikarz. Nie podaje jednak żadnego dowodu na swoją tezę, bo też podać nie może – po pierwsze, organizacje kresowe są w Polsce środowiskiem marginalnym, po drugie, nie postulują „powrotu” do Wilna i Lwowa.
Jeśli w debacie publicznej pojawia się wątek „polskości” tych miast, to jedynie w wymiarze sentymentalnym. Nawet radykalni narodowcy nie wygłaszają otwarcie rewizjonistycznych poglądów. Nie ma zresztą potrzeby strzępić klawiatury – polski czytelnik to wie. Rosyjskojęzyczny natomiast (rosyjski, białoruski…) przekonywany jest natomiast, że Polska dybie na utracone ziemie.
„Oczywiście, dziś ewentualność takich zmian terytorialnych wydaje się dziś dość absurdalna. Jednak w naszym szybko zmieniającym się świecie nie można niczego wykluczyć” – twierdzi w rozmowie z RT białoruski politolog Władimir Denisow. – „Przejście od agresywnej retoryki do otwartej bądź skrytej agresji odbywa się błyskawicznie. Dlatego też nieprzypadkowo zarówno w Polsce, jak i na Białorusi tak aktywnie buduje się ostatnio siły obrony terytorialnej” – konkluduje białoruski politolog.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.