Warzecha przyznaje, że jako "zgryźliwy sceptyk, wieczny malkontent, ale przede wszystkim tradycyjny polski republikanin" cechuje się dużą nieufnością wobec każdej władzy, a na każdy przykład pozytywnych działań rządu, od razu szuka kontrargumentów. "Słyszę o wstawaniu z kolan w polityce zagranicznej i cieszę się, że Polska nie zgodziła się na wmuszanie krajom UE imigrantów - ale zaraz myślę o absurdalnej, zorganizowanej w ostatniej chwili batalii przeciwko reelekcji Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej albo o naszej ostatniej porażce w sprawie pracowników delegowanych" – pisze Warzecha.
Publicysta "Do Rzeczy" stwierdza, że gdy przypomina sobie tyrady polityków PiS na temat kumoterstwa i politycznych nominacji w spółkach Skarbu Państwa za PO, to od razu ma w pamięci Bartłomieja Misiewicza. "Wspominam, jak w exposé premier Szydło zapowiadała, że w ciągu 100 dni rząd podniesie wszystkim kwotę wolną od podatku do 8 tys. zł, i przypomina mi się Donald Tusk, który w swoim pierwszym exposé zapewniał, że jego rząd nigdy nie podniesie podatków" – czytamy w "SE".
"Coraz częściej mam poczucie, że to nie jest żadna dobra zmiana, a tylko: dobra, zmiana. Że zamiast myśleć o tym, jakie państwo powinniśmy budować, główną troską jest, kto je będzie budował. A mogą to być tylko zaufani towarzysze" – puentuje Warzecha.
Czytaj też:
Będzie zmiana premiera? Jednoznaczna deklaracja Beaty Szydło