Po puczu w Nigrze protestujący przed ambasadą francuską wznosili okrzyki "precz z Francją! niech żyje Rosja!". Szef Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn nazwał zamach stanu w zachodnioafrykańskim kraju "walką z kolonizatorem". Część komentatorów ocenia, że za przewrotem w Nigrze stoi Kreml. Pojawiają się sugestie, że przywódcy puczu poprosili o pomoc znajdujących się w sąsiedniej Mali wagnerowców.
Sekretarz stanu USA Anthony Blinken nie sądzi, aby niedawny przewrót w Niamey był dziełem Moskwy i jej najemników.
– Sądzę, że to, co się stało, i co się nadal dzieje w Nigrze, nie zostało zainicjowane przez Rosję lub Grupę Wagnera, ale... próbowali wykorzystać to – ocenił w wywiadzie dla BBC amerykański polityk. Waszyngton obawia się obecności rosyjskich najemników w regionie Sahelu.
– W każdym miejscu, do którego dotarła ta Grupa Wagnera, następowała śmierć, zniszczenie i wyzysk – komentował Blinken. Podkreślił, że ten schemat powtarza się w kolejnych państwach, do których przybywają najemnicy.
Rosyjscy najemnicy w regionie Sahelu
Ocenia się, że Grupa Wagnera ma tysiące najemników w krajach takich jak Republika Środkowoafrykańska i Mali, gdzie realizuje lukratywne interesy oraz zwiększa rosyjskie wpływy dyplomatyczne i ekonomiczne. Obecnie spekuluje się, że nigryjscy wojskowi poproszą wagnerowców o pomoc w przypadku interwencji wojskowej.
Do obecności wagnerowców w regionie odniósł się także prezydent Nigru Mohamed Bazoum, uwięziony przez puczystów.
– Dzięki otwartemu zaproszeniu sprawców puczu i ich regionalnych sojuszników, cały centralny region Sahelu może dostać się pod wpływy Rosji, za pośrednictwem Grupy Wagnera, której brutalny terroryzm jest w pełni widoczny na Ukrainie – komentował w wywiadzie dla Washington Post.
Czytaj też:
Wąsik: Ze strony Grupy Wagnera musimy przygotować się na najgorszeCzytaj też:
"Wobec groźby interwencji". Przestrzeń powietrzna nad Nigrem zamknięta