Rzecz byłaby w cywilizowanym kraju nie do pomyślenia, choćby dlatego, że policja pobiła przecież posła opozycji. Śledztwo byłoby konieczne, a ujawnienie zapisów monitoringu – natychmiastowe.
Tymczasem – jak pamiętamy – rzecz załatwiano zupełnie tak jak w PRL. Policjanci i prokuratorzy – po ujawnieniu nagrań z monitoringu nie ma co do tego wątpliwości – kłamali w żywe oczy, a rządowe media ochoczo ich kłamstwa kolportowały, nie oczekując żadnych dowodów. Szczytem zaangażowania udających niezależność dziennikarzy będących po stronie władzy, godnym PRL-owskich programów milicyjnych po „Dzienniku Telewizyjnym”, był wyemitowany przez TVN24 wywiad z rzekomym „bezstronnym świadkiem napaści na funkcjonariuszy”, zakapturzonym „taksówkarzem”, który opisywał „zajście” charakterystycznym słownictwem, jakim posługują się policjanci w protokołach. (...)