Damian Cygan: Jak ocenia pan odrzucenie kandydatur Elżbiety Witek i Marka Pęka na wicemarszałków w Sejmie i Senacie? Nowa większość tłumaczy, że PiS wystawił osoby niewybieralne.
Antoni Dudek: Uważam, że należy odróżnić marszałek Witek od senatora Pęka. Do Witek można mieć na pewno dużo zastrzeżeń co do sposobu prowadzenia obrad Sejmu poprzedniej kadencji, zwłaszcza jeśli chodzi o historię z reasumpcją głosowania. Natomiast w przypadku Pęka zarzuty sprowadzają się do tego, że używał ostrego języka. Proszę mi pokazać polityka, który nie używa ostrego języka. Niewielu jest takich.
Dlatego odrzucenie kandydatów PiS traktuję jako rodzaj pretekstu. Donald Tusk podjął decyzję o wypowiedzeniu wojny, jak to nazwał Jarosław Kaczyński. Ta wojna jest w interesie obu stron i będzie się toczyć w coraz ostrzejszej formie. To jest pomysł na uprawianie polityki, który obaj panowie stosują prawie od 20 lat. Każdy z nich mógłby teoretycznie wykonać krok wstecz, ale ani myśli to robić.
Jak Szymon Hołownia radzi sobie w roli marszałka Sejmu? Już pierwszego dnia obrad musiał zmierzyć się m.in. z ministrami Czarnkiem i Ziobrą.
Dołączam się do tych, którzy generalnie pozytywnie oceniają Hołownię w roli marszałka Sejmu. Próbuje zapanować nad podejmowanymi przez PiS próbami obstrukcji i na razie to mu się w większości udaje. Zobaczymy jak będzie, kiedy te próby się nasilą, bo spodziewam się znacznie dalej idących działań ze strony PiS, równolegle ze wzrostem temperatury sporu.
Na razie PiS się hamuje, choćby dlatego, że formalnie ciągle istnieje rząd Morawieckiego, ale prawdziwa ostra jazda zacznie się od momentu powołania rządu Tuska. Czyli pewnie gdzieś dopiero styczniowe posiedzenia Sejmu pokażą nam, co PiS potrafi w roli największego klubu opozycyjnego. I wtedy zobaczymy, jak Hołownia sobie poradzi i jaka jest jego odporność na ataki.
Wszyscy, poza PiS, są przekonani, że premier Morawiecki nie utworzy rządu. Po co prezydent powierzył mu tę misję?
Chodzi o element natury symbolicznej, związany z apokaliptyczną narracją prezesa Kaczyńskiego o tym, że Polska właśnie traci suwerenności i że rząd Tuska doprowadzi Polskę do upadku. W związku z tym każdy dzień, który opóźnia powstanie tego rządu, jest aktem patriotyzmu. Oczywiście trochę drwię, ale prezes w istocie tak to przedstawia, a prezydent wpisuje się w jego linię.
Jednocześnie Andrzej Duda próbuje grać w swoją grę, bo teraz ma do czynienia z większością przeciwną, czyli zaczęła się koabitacja. I będzie bronił dorobku ostatnich ośmiu lat, o czym zresztą ostatnio często mówi. Z tego punktu widzenia zachowanie prezydenta mnie nie dziwi. Czas pokaże, jak gwałtowna będzie rywalizacja między nim a rządem w ramach owej koabitacji.
Koalicja KO, Trzeciej Drogi i Lewicy zapowiada m.in. unieważnienie wyroku TK w sprawie aborcji i pozbawienie funkcji trzech sędziów, tzw. dublerów. Co więcej, Donald Tusk ogłosił, że wkrótce powstaną trzy komisje śledcze. Czy to znaczy, że zapowiadany proces rozliczenia PiS przyspiesza?
Zdecydowanie tak. Sądzę, że kluczowym momentem będzie powstanie rządu Tuska i uzyskanie przez niego szeregu nowych narzędzi do dokonywania owych rozliczeń. Myślę, że to jest główny pomysł Tuska na działalność polityczną w najbliższym czasie. Innych pomysłów specjalnie nie zdradza, a umowa koalicyjna jest bardzo ogólna.
Tusk nie przypadkiem najwięcej mówi o rozliczaniu PiS i stawianiu przed Trybunałem Stanu. Ale było oczywiste, że tak będzie. Tusk realizuje wspólny scenariusz z Kaczyńskim, choć pisany niezależnie od siebie. Kaczyński przez osiem lat nieustannie opowiadał o katastrofalnych rządach Tuska. Teraz Tusk będzie opowiadał o katastrofalnych rządach PiS. To jest modus operandi obu tych polityków, co powala im kontrolować ponad 60 proc. aktywnych wyborców, którzy naprzemiennie wspierają obie partie.
To musi być kontynuowane, bo za chwilę kolejne kampanie wyborcze, na czele z tą najważniejszą, prezydencką, gdzie obie strony będą dążyć do tego, żeby w drugiej turze spotkali się kandydaci PiS i PO. Polacy więc dalej będą świadkami teatru dwóch aktorów, przynajmniej w najbliższych latach.
Czy bez Jarosława Kaczyńskiego PiS grozi rozpad? Niektórzy w roli następcy prezesa widzą Andrzeja Dudę.
Takie pomysły dotyczące prezydenta na pewno będą się teraz pojawiać. Duda ma przed sobą jeszcze półtora roku do wyborów. Natomiast kandydatów do schedy po prezesie jest wielu i to nie od dziś, ale nie wierzę, że Kaczyński tak szybko złoży broń i odejdzie na emeryturę. Mam wrażenie, że jeśli tylko zdrowie mu pozwoli, prezes prędko nie zrezygnuje i w tym sensie dyskusja o sukcesji jest ciągle przedwczesna.
Natomiast rzeczywiście jest to wielka zagadka, na ile PiS byłby w stanie utrzymać swoją kondycję bez Kaczyńskiego. Sądzę, że odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero po odejściu prezesa, bo to będzie moment rozpoczęcia walki, którą ktoś wygra. Zobaczymy, z jaką przewagą, bo tylko w przypadku wyraźnej wygranej ta partia ma szansę przetrwać. Zwycięstwo o włos stworzy bowiem niebezpieczeństwo, że konkurent przyszłego następcy Kaczyńskiego obrazi się, zabierze połowę partii i pójdzie budować coś nowego.
Ale na razie to wszystko jest mało realne, bo prezes ciągle mocno trzyma cugle. Jest co prawda osłabiony po wyborach i musi znaleźć winnych porażki. Myślę, że Kaczyński nad tym pracuje i w przyszłym roku nastąpią zmiany. Podejrzewam, że na dymisji sekretarza generalnego PiS Krzysztofa Sobolewskiego się nie skończy i będą jeszcze inne osoby, które Kaczyński uzna za odpowiedzialne za wynik wyborów.
Czytaj też:
"Można było wygrać te wybory". Ardanowski wskazał, gdzie PiS zrobił błądCzytaj też:
Dr Anusz: Prezydent inwestuje w PSL. Za rok, dwa możliwa zmiana rządu
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.