Andrzej Duda wystartował tak, że prezydent zmuszony został do pościgu. Na kandydata PiS czekać będzie teraz wiele pułapek, głównie medialnych. Komorowski ma inny problem – musi uniknąć przełożenia na kampanię narastających niepokojów społecznych. W dodatku jego cel jest sprzeczny z interesami premier.
Kto jeszcze pamięta narzekania salonowych publicystów na kampanijną nudę? „Niech już wystartują!” – zaklinała kandydatów Katarzyna Kolenda-Zaleska, narzekając, że w USA już pół roku przed wyborami kampania trzęsie mediami. Wystarczyło jednak, by Prawo i Sprawiedliwość 7 lutego zabłysnęło udaną konwencją i nastąpił klasyczny powrót do „polityki miłości” Platformy.
Po chwilowym zaskoczeniu szybko wykreowano „Promptergate”, nadymając do rozmiaru gigantycznej afery kwestię tego, czy Andrzej Duda w trakcie wystąpienia korzystał z promptera w mównicy, czy nie. Potem Tomasz Lis zarzucił kandydatowi PiS używanie rusycyzmów i niewłaściwe akcentowanie wyrazów. Po grubszą artylerię sięgnął prezydencki minister Tomasz Nałęcz, który przypisał Dudzie współodpowiedzialność za śmierć Barbary Blidy.