Symulacja trajektorii kuli, która drasnęła Trumpa. Uratował go ruch głową

Symulacja trajektorii kuli, która drasnęła Trumpa. Uratował go ruch głową

Dodano: 
Donald Trump podczas wiecu w Butler chwilę przed zamachem
Donald Trump podczas wiecu w Butler chwilę przed zamachem Źródło: PAP/EPA / DAVID MAXWELL
Z przeprowadzonej symulacji wynika, że o życiu Donalda Trumpa zadecydowały centymetry. Trajektoria pocisku pokazuje, że gdyby nie ruch głową byłego prezydenta, kula trafiłaby go w głowę.

Pierwszy moment po strzałach do Donalda Trumpa wzbudził prawdziwą grozę. Były prezydent złapał się za głowę i padł na ziemię. Dopiero kilka chwil później okazało się, że kula drasnęła go w ucho. Oznacza to, że prawdopodobnie kilka centymetrów dzieliło go od śmierci.

Potwierdza to symulacja ruchu jego głowy chwilę przed atakiem. Z przeprowadzonej symulacji trajektorii pocisku wynika, że napastnik mierzył celnie i gdyby nie ekspresja Trumpa i jego ruch w ostatniej chwili przed strzałem, kula trafiłaby w czaszkę byłego prezydenta.

twitter

"Sekunda, która zmienia historię świata. Coś niewiarygodnego" – skomentował Tomasz Grzywaczewski, dziennikarz mieszkający w Stanach Zjednoczonych i zajmujący się tematyką tego kraju.

Nieudany zamach na Donalda Trumpa

Do zamachu na byłego prezydenta USA oraz ponownego kandydata Republikanów na ten urząd doszło w miniony weekend na wiecu w Butler w Pensylwanii. Kiedy Donald Trump przemawiał do swoich sympatyków w jego kierunku padły strzały. Polityk złapał się za bok głowy i padł na ziemię. Jedna z kul trafiła go w ucho. Chwilę później policyjny snajper wyeliminował zamachowca, a Trump został szybko ewakuowany ze sceny przez agentów Secret Service. Będąc jeszcze na scenie w otoczeniu agentów wykonał gest uniesionej w górę pięści i krzyknął "walka, walka", na co obecni na wiecu Amerykanie zaczęli skandować "USA, USA".

Mimo szczęścia w nieszczęściu nie obyło się bez ofiar. Kule wystrzelone przez zamachowca dosięgły uczestników spotkania. Jeden z mężczyzn zginął, zasłaniając własnym ciałem swoją córkę. Dwie osoby w ciężkim stanie trafiły do szpitala.

W internecie cały czas trwa dyskusja wokół postawy agentów Secret Service oraz policjantów, którzy ochraniali tego dnia kandydata na prezydenta. Pojawiły się w tym zakresie bardzo niepokojące informacje. Sprawa jest przedmiotem śledztwa. Świadkowie zdarzeń wskazywali, że funkcjonariusze byli informowani o tym, iż na jednym z dachów znajduje się podejrzany mężczyzna, ale nie podjęto działań. Później pojawiła się informacja, że jeden z policjantów wszedł na dach po drabinie, ale wycofał się, kiedy zamachowiec wycelował do niego z karabinu. Najprawdopodobniej chwilę po zejściu policjanta z dachu zdecydował się na strzały. Kiedy policjanci ponownie weszli na dach, był już martwy.

Gazeta "Washington Post" zwraca uwagę, że Secret Service odpowiada za koordynację ogólnego planu zabezpieczenia wydarzeń z udziałem prezydentów, byłych prezydentów i innych wyższych rangą urzędników. To funkcjonariusze tej służby są odpowiedzialni za zapobieganie ryzyku związanemu z możliwym atakiem przy użyciu broni palnej z dużej odległości oraz wydawanie poleceń lokalnej policji w sprawie zabezpieczenia budynków, z których mógłby nastąpić atak.

Czytaj też:
Trump ogłosił nazwisko swojego kandydata na wiceprezydenta
Czytaj też:
Trump wygrał w sądzie. Zarzuty oddalone

Opracował: Grzegorz Grzymowicz
Źródło: DoRzeczy.pl / X
Czytaj także