Pierwszym poważnym sygnałem wskazującym na to, w jakim kierunku zmierza największa partia opozycyjna, była grudniowa wizyta w Polsce Věry Jourovej. Do sieci trafiło wówczas nagranie, na którym widać, jak posłowie PiS otoczyli wianuszkiem wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej, prosząc, by ta wystąpiła w obronie PiS-owskiej TVP (którą to telewizję przejmowali wówczas dla nowego rządu anonimowi smutni panowie). Widok PiS-owców apelujących do wiceszefowej KE, która przez całe miesiące atakowała rząd Zjednoczonej Prawicy i ostatecznie zablokowała fundusze z KPO, był sam w sobie uderzający. Blednie on jednak na tle delegacji europosłów PiS, którzy pod przewodnictwem Anny Zalewskiej zaczęli domagać się debaty w Parlamencie Europejskim na temat praworządności w Polsce oraz przyjęcia rezolucji w tejże sprawie. – Przelała się pewna czara goryczy – tłumaczył działania swych partyjnych kolegów Tobiasz Bocheński w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl. W jego opinii funkcjonariusze państwowi obecnie „poddają torturom bądź prześladują” politycznych przeciwników.
Grono „torturowanych”
Narracja o „torturach” jest rozwijana co najmniej od czasu próby zamknięcia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, gdy ten pierwszy był przymusowo dokarmiany w więzieniu. Jarosław Kaczyński porównał wówczas te praktyki do tortur, które gestapo zastosowało wobec jego wujka, i zapowiedział skargę do Unii Europejskiej na działania władz państwa. Stopniowo grono „torturowanych” przez polski rząd miało się poszerzyć o ks. Michała Olszewskiego oraz urzędniczki pracujące w Funduszu Sprawiedliwości. I, oczywiście, informacje, które do nas docierają na temat tego, jak traktowano zatrzymanych, są oburzające, jednak do zarzutu tortur wciąż jeszcze daleka droga.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.