W środę w Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat trwających w Europie Środkowej i Wschodniej powodziach oraz o formie pomocy dla państw zmagających się z nimi. Głos zabrał unijny komisarz ds. zarządzania kryzysowego Janez Lenarczicz. Wskazał, że w latach 90. usuwanie skutków powodzi kosztowało krajowe budżety średnio 8 mld euro, a obecnie – 50 mld.
Komisarz przekazał także zaskakujące wiadomości. Jak się okazuje, Komisja Europejska już 10 września ostrzegała państwa naszego regionu o możliwości wystąpienia powodzi. Alarm został przekazany za pośrednictwem europejskiego systemu ostrzegania przed powodzią działającego w ramach systemu satelitarnego Copernicus.
Lenarczicz dodał, że jak dotąd jedynie Czechy skorzystały z unijnego mechanizmu ochrony ludności. Dzięki niemu Komisja Europejska może wysłać w miejsce wystąpienia klęski żywiołowej sprzęt i służby z innych krajów. Komisarz wskazał także, że po oszacowaniu strat państwa dotknięte powodzią będą mogły skorzystać z Funduszu Solidarności UE.
Powódź w Polsce
Południe i zachód Polski cały czas walczy z wielką wodą. W wielu miejscach sytuacja jest poważniejsza niż podczas powodzi tysiąclecia w 1997 r. Na obszarze części województwa dolnośląskiego, opolskiego oraz śląskiego rząd wprowadził stan klęski żywiołowej, który będzie obowiązywał przez 30 dni.
Tymczasem jeszcze w piątek 13 stycznia premier Donald Tusk uspokajał, że "nie ma powodu do paniki", ponieważ prognozy "nie są przesadnie alarmujące".
– Wiadomo, że nie można lekceważyć tej sytuacji, ale chcę powiedzieć, że dzisiaj nie ma powodu, aby przewidywać zdarzenia w jakiejś skali, która by powodowała zagrożenie na terenie całego kraju. Jeśli można się czegoś spodziewać, na to chcemy być przygotowani, to oczywiście lokalnych podtopień czy tzw. powodzi błyskawicznych – wskazał Tusk.
Czytaj też:
Ewakuacja w Żaganiu, Nowa Sól czeka na falę kulminacyjną. "Sytuacja jest dramatyczna"Czytaj też:
Polska chce skorzystać z unijnego funduszu. Minister skierował list do KE