„Wyborcza” pozazdrościła ojcu Rydzykowi i też organizuje marsz swoich zwolenników. Pod hasłem radości i zadowolenia z życia w III RP. Przeciwko temu, że mając świetny rząd i super prezydenta Polacy wciąż nie są tak weseli i uśmiechnięci, jak powinni być. W marszu weźmie udział prezydent Komorowski, co, jak pokazał 11 listopada, gwarantuje frekwencję, bo gdzie on, tam karnie stawiają się maszerować wszyscy urzędnicy jego kancelarii, urzędów centralnych i warszawskiego ratusza, a to tysięczne rzesze, dość, żeby tvn-owskim kamerom szczelnie wypełnić kadr. Na czele pochodu będzie wieziony wielki orzeł z białej czekolady, wykonujący skrzydłem gest, że jest „oki”. Jak się trafi upał (a w końcu globalne ocieplenie mogłoby coś zrobić dla swych gorliwych propagatorów) to będzie można obserwować, jak się ten orzeł stopniowo, w atmosferze ogólnej beztroskiej radości, rozmemłuje w bezkształtnego lepkiego gluta, co jest trafniejszą metaforą III RP, niż by najtęższy poeta umiał wykombinować. A uwieńczeniem radosnej manifestacji będzie wspólny „toast wolności”, co pozwala się spodziewać, że do uczestników dołączą także Palikot z małpką i Kwaśniewski z golenią, czyli − jak już celnie podsumowała nową formację polityczną opinia publiczna − producent plus konsument.
Przecieram oczy, czy to nie jakiś prima aprilis, cienkie szyderstwo z głuptactwa „fajnopolaków”, hakerski atak na strony internetowe zasłużonego organu − ale proklamacja „radosnej” manifestacji i celebryckie zachęty do wzięcia w niej udziału nie znikają. Pan chyba odebrał resztki rozumu ludziom, których i tak nigdy nadmiernie tym dobrem nie obciążał. Tak, zachwycone sobą i swoimi rządami elity, manifestujące na ulicach samozadowolenie i politowanie dla rządzonych, że nie potrafią się cieszyć wraz z klasą panującą, to jest właśnie to, co przeciętny Polak dzisiaj potrzebuje i chce oglądać.
Moje mózgowie, podniecone wzywającą do świętowania i manifestowania radości proklamacją obchodów pióra redaktora Kurskiego, z punktu zaczęło pracować na wysokich obrotach, jak by tu można uatrakcyjnić radosną manifestację radości z III RP. Pomysłów od razu mam tyle, że nie nadążam z zapisywaniem. Na przykład, niech na obrzeżach pochodu dzieci w strojach krakowskich (względnie karzełki ze sceny wręczania paszportów w „Misiu”) rozdają przechodniom wielkie, kartonowe uśmiechy do zakładania na twarz; takie jak w teledysku piosenki Muńka Staszczyka, z której pozwoliłem sobie wciąć tytuł. Niech z takimi uśmiechami występują w Dniu Czekoladowego Orła prezenterzy, oficjele, niech demonstracyjnie zakładają je tego dnia artyści, intelektualiści i celebryci, „wszyscy uradowani i wzruszeni, że są świadkami narodzin nowej świeckiej tradycji”.
Wspomniana piosenka może też oczywiście być dźwiękowym tłem manify, choć do tego celu mam jeszcze lepszą kandydaturę − radosny pochód powinien maszerować w takt starego przeboju kabaretu Tey: „Za oknami świta, widać że rozkwita / rosną domy z lewej, z prawej będą też / przecież to jest nasza duma pospolita / a wy jacyś tacy toż to przecież grzech”. No, może to klerykalne słowo na końcu należałoby zastąpić czymś stosowniejszym − „toż to przecież faszyzm”, względnie „oszołomstwo”.
Gadżety i scenografia to jedno, ale najważniejsze są hasła. Co tu napisać na transparentach, żeby było wiadomo, z czego ta radość lemingów, ta duma? Przecież nie z tego, że młodzi Polacy spieprzają z tej „zielonej wyspy sukcesu” aż pogranicznikom przeciąg uszy urywa, i nie z faktu, że przy zaabsorbowaniu setek miliardów euro kredytów i pomocy unijnej, mimo zejścia z rynku pracy co najmniej dwóch milionów aktywnych zawodowo obywateli, udało się utrzymać bezrobocie na poziomie blisko 15 procent. Że od czasu wejścia do Europy konkurencyjność i innowacyjność naszej gospodarki się zmniejszyła, za to z 300 tysięcy do miliona (wedle raportu „Dziennika Gazety Prawnej”) wzrosła liczba urzędników? Że przyrost naturalny lokuje nas na miejscu 212 z 224 zbadanych niedawno krajów, czyli w grupie społeczeństw gwałtownie wymierających, a w najnowszym rankingu europejskiego think-tanku porównującego jakość demokracji zajęliśmy chwalebne 45 miejsce, w grupie „demokracji wadliwych”? Że pod względem zamożności społeczeństwa niedawno spadliśmy w Unii Europejskiej na czwarte miejsce od końca, dając się wyprzedzić Litwie? Że według obliczeń renomowanego brytyjskiego pisma medycznego w naszych szpitalach na 100 operacji 17 kończy się zgonem pacjenta (średnia europejska 4), i to pomimo ostrej darwinowskiej selekcji najsłabszego biologicznie elementu jaką stanowią wielomiesięczne kolejki do pierwszej wizyty u specjalisty?
Listę takich powodów do zadowolenia z III RP mógłbym ciągnąć długo, ale statystyki się na transparenty nie nadają, bo za długo by cytować. Ale przecież powody do radości są oczywiste, najboleściwiej oczywiste, tak oczywiste, że tylko wrogowie i paranoicy mogą im zaprzeczać. No, przecież… no oczywiste są! Urządziliśmy mistrzostwa piłkarskie, o, i zbudowaliśmy stadion. Co prawda wciąż nie nadaje się do formalnego odbioru, ale też wciąż się nie zawalił, niech mi kto powie, że to nie sukces, zwłaszcza w porównaniu z „rewitalizowanym” na ten same zawody Dworcem Centralnym. Autostrady też może nie są do końca ukończone, ale na razie się nie rozpadają, na szczęście, bo wszystkie budujące je firmy w czambuł pobankrutowały i z ewentualnymi reklamacjami szukaj wiatru w polu. Dzięki mistrzostwom pokazaliśmy całemu światu, że Polacy potrafią być zadowoleni i się bawić, a to jest przecież bezcenne. Sprawowaliśmy też przewodnictwo w Unii Europejskiej! To jest najlepszym dowodem, że jesteśmy szanowani i nasza pozycja wzrosła. Nasz rząd wspaniałym unikiem pozbył się odpowiedzialności za smoleńskie śledztwo, i uniknął zwrotu wraku, który pisowscy paranoicy pocięliby na relikwie i odprawiali przy nim jakieś ponure, kompromitujące nas przed Europą nabożeństwa. Nasz rząd posłał do szkół sześciolatki. Wprowadził nas do paktu fiskalnego i prowadzi do wspólnej waluty, żebyśmy byli tam, gdzie zapadają decyzje. Dba o przedsiębiorców, czego najlepszym dowodem bijący rekordy oglądalności film. Niezawisły sąd III RP obalił wreszcie historyczne kłamstwa szerzone przez smoleńskich paranoików, jakoby bójka uliczna na wybrzeżu w grudniu 1970 była jakąś „masakrą”. W Warszawie buduje się metro… Nie dość wam jeszcze?
„Dobrze jest! Dobrze jest, psiakrew, a kto mówi że nie, to go w mordę!”.