Od drugiej wojny światowej na jakąkolwiek krytykę pod adresem Żydów cieniem kładzie się pamięć o Holokauście. Stąd również, gdy obnażana jest brutalna polityka Izraela wobec ludności palestyńskiej, rodzi to podejrzenia o to, że w ten sposób dają o sobie znać uprzedzenia antyżydowskie.
Dzieje się tak niezależnie od tego, że i wśród samych Żydów nie brak głosów negatywnie oceniających działania wojska izraelskiego w stosunku do Palestyńczyków. Przykładowo, już w roku 1949 ukazała się nowela S. Jizhara „Chirbet Chiza” uważana za kanoniczne dzieło literatury izraelskiej(niedawno wyszła po polsku). Porusza ona temat wojny o niepodległość Izraela lat 1948–1949. Narrator to żołnierz izraelski(alter ego autora), który uczestnicząc w akcji wypędzania Palestyńczyków z ich domostw (w tytułowej wiosce), miota się wewnętrznie, dając świadectwo tego, co zobaczył: „Moje wnętrzności krzyczały. Kolonizatorzy, krzyczały […]. Chirbet Chiza nie jest nasze […]. Tych, których my wypędzamy – to jest zupełnie inna sprawa. Poczekaj: dwa tysiące lat wygnania […]. Teraz to my jesteśmy Panami”(przekład: Daria Boniecka-Stępień).
Lewica kocha martwych Żydów
Mimo takich głosów można jednak powiedzieć, że w świecie rozpowszechnił się bałamutny pogląd, iż Żydzi, jako naród doświadczony na przestrzeni dziejów prześladowaniami i w dodatku w pewnym momencie zagrożony unicestwieniem, stoją zawsze – niezależnie od okoliczności – po dobrej stronie historii. Takie postawienie sprawy okazało się w Europie (w tym również w Polsce) pułapką na tę część prawicy, która postanowiła uwiarygadniać się moralnie potępianiem antysemityzmu. Dotyczy to zarówno polityków, jak i publicystów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
