Na początku września zaszło coś, co w gonitwie wydarzeń mogło umknąć nawet uważnym obserwatorom, a co może być sygnałem, że w światowej grze o dominację nastąpił punkt zwrotny. W czasie urządzonych z wielkim rozmachem obchodów rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej na Dalekim Wschodzie na placu Tiananmen w Pekinie odbyła się gigantyczna parada wojskowa, w czasie której przewodniczący Xi zademonstrował światu swój nowoczesny arsenał, także atomowy. To nagromadzenie sprzętu oraz ludzi przykuło uwagę świata. I słusznie. Następnie Xi przyjął z wielkimi honorami swoich gości, spośród których tylko dwóch – Władimir Putin i Kim Dzong Un – dostąpiło zaszczytu indywidualnego zaproszenia na herbatę do rezydencji chińskiego przywódcy.
Kim otrzymał coś jeszcze: w oficjalnych komunikatach po spotkaniach nie było, zwykle obecnej przy okazji takich wydarzeń, wzmianki o konieczności denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego, czytaj: Korei Północnej. Byłaby to wzmianka rytualna, bo niewielu chyba obserwatorów wierzyło w czyste intencje Chin i Rosji w odniesieniu do północnokoreańskiego programu atomowego, natomiast jej brak może oznaczać tylko jedno: oba te kraje uznały de facto, że Korea Północna jest państwem nuklearnym.
Wschód jest przygotowany
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
