"Newsweek" pisze o analizie przeprowadzonej przez dr Tomasza Jurkiewicza, statystyka z Uniwersytetu Gdańskiego. Badacz pokusił się o symulację ilustrującą, jak wyglądałby podział mandatów w Sejmie, gdyby Polacy zagłosowali do niego dokładnie tak samo jak do sejmików wojewódzkich.
W tej układance kluczową rolę odgrywa metoda d'Hondta, według której oddane przez wyborców głosy są przeliczane na miejsca w parlamencie. To metoda korzystna dla dużych ugrupowań. Mniejsze na niej tracą.
Z symulacji przeprowadzonej przez Jurkiewicza (przy założeniu, że Bezpartyjni Samorządowcy nie wystartują w wyborach do Sejmu) wynika, że Koalicja Obywatelska wspólnie z PSL i SLD zdobyłaby 234 mandaty, PiS – 205, a Kukiz'15 – 11.
Najlepszy dla opozycji wariant to start we wspólnej koalicji. Gdyby tak się stało, połączona siła PO, Nowoczesnej, PSL i SLD mogłaby liczyć na 259 mandatów – wynika z analizy badacza z Gdańska.
Jeszcze inny scenariusz to wspólny sojusz Koalicji Obywatelskiej z PSL. Taki wariant dałby opozycji 226 mandatów w Sejmie. Gdyby wybory wygrała Zjednoczona Prawica, ale nie starczyłoby jej głosów do wspólnego rządzenia z Kukiz'15, PiS potrzebowałby po swojej stronie SLD. Wówczas dysponowałby absolutną większością, czyli 233 mandatami.
Czytaj też:
Rekordowe wyniki PiS w wyborach samorządowych. Co z narracją opozycji?