Bruksela broni przede wszystkim rynku wewnętrznego, bo czeskie władze nakazały sprawdzanie polskiej wołowiny i przedstawianie certyfikatów czeskim operatorom handlowym. Komisja chce, żeby Czesi natychmiast znieśli kontrolę. Zamierza poruszyć tę sprawę na jednym z najbliższych komitetów dotyczących bezpieczeństwa żywności. Jeżeli Praga nie wycofa tych kontroli, to Komisja będzie chciała doprowadzić do głosowania, żeby to kraje Unii wymusiły na Czechach zmianę decyzji – informuje RMF FM.
Przypomnijmy, że w związku z wykryciem bakterii salmonelli w wołowinie importowanej z Polski, Czesi wprowadzili obowiązkowe kontrole mięsa. Czeskie ministerstwo rolnictwa potwierdziło, że bakterie salmonelli znaleziono w partii 700 kilogramów wołowiny, która została sprowadzona z jednej z polskich hurtowni w połowie miesiąca. Dzisiaj badania potwierdziły, że w próbkach mięsa stwierdzono obecność groźnych bakterii.
Czesi wprowadzili dodatkowe kontrole na całe mięso sprowadzane z Polski, ale nie zdecydowali się jeszcze na zamknięcie swojego rynku na polskie mięso. Jak jednak zastrzegają czeskie władze, jeśli sytuacja z bakteriami salmonelli się powtórzy, albo jeśli badania wykażą inne nieprawidłowości (chodzi m.in. o zawartość antybiotyków w mięsie), to Czechy mogą podjąć decyzje o zamknięciu swojego rynku na import z Polski.
Na przełomie stycznia i lutego "Superwizjer" TVN ujawnił wstrząsający proceder zabijania chorych krów na mięso. Autorzy reportażu podkreślają, że w branży wiedzą o tym wszyscy, ale liczy się tylko biznes. Przeprowadzone przez dziennikarzy śledztwo wykazało, że w Polsce od lat istnieje czarny, niezwykle opłacalny rynek handlu chorymi krowami. Jeden z reporterów zatrudnił się w ubojni, do której trafia takie bydło. W nocy zakład zamienia w rzeźnię dla chorych zwierząt. Mięso chorych zwierząt trafiało m.in. do Czech.