10 marca doszło do katastrofy samolotu etiopskich linii lotniczych, który rozbił się w okolicach miasta Debre Zeit, w centrum kraju. Informację podała spółka Ethiopian Airlines. Na pokładzie samolotu było 157 osób, w tym dwóch Polaków. Linie potwierdziły, że wszyscy zginęli.
Z kolei pod koniec października doszło do wypadku samolotu pasażerskiego indonezyjskich linii lotniczych Lion Air, który runął do morza kilkanaście minut po starcie z lotniska w Dżakarcie. Na pokładzie maszyny było 189 osób.
Teraz opublikowano raport dotyczący katastrofy etiopskich linii lotniczych, w którym przyznano, że do tragedii doprowadziła awaria systemu. W raporcie wyraźnie podkreślono, że postępowano zgodnie z procedurami, a pilotów maszyny nie można winić za tragedię, gdyż nie mieli wpływu na wypadek.
– Załoga wielokrotnie wykonała wszystkie procedury dostarczone przez producenta, ale nie była w stanie kontrolować samolotu – przekazał Dagmawit Moges, minister transportu Etiopii, w czasie czwartkowej konferencji.
Samolot zanim zderzył się z ziemią był wielokrotnie podrywany do góry, ale ze względu na system działający na wadliwym oprogramowaniu MCAS maszyna nie mogła zostać uratowana. Wadliwy system doprowadził do niekontrolowanego położenia maszyny "nosem w dół”, co było powodem katastrofy. Tewolde GebreMariam, dyrektor naczelny Ethiopian Airlines, podkreślił, że jest dumny z zachowania pilotów, którzy zachowali zimną krew i próbowali postępować zgodnie z procedurami.
Czytaj też:
Pechowy lot z Katowic. Problemy zdrowotne pilotaCzytaj też:
MSZ: W katastrofie samolotu w Etiopii zginął polski dyplomata