Maxi-blackout w Berlinie. W tle zielona inflacja

Maxi-blackout w Berlinie. W tle zielona inflacja

Dodano: 
Siedziba Bundestagu, zdjęcie ilustracyjne
Siedziba Bundestagu, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pixabay
Robert Zawadzki | 9 stycznia w Berlinie doszło do tzw. maxi-blackoutu. Dziesiątki tysięcy gospodarstw domowych zostały pogrążone w całkowitej ciemności z powodu odcięcia dostaw energii elektrycznej oraz ciepła.

Według wstępnych szacunków problem miał dotknąć 370 tys. gospodarstw domowych, ale ostatecznie okazało się, że odciętych zostało około 90 tysięcy użytkowników. Po raz kolejny do mediów powrócił temat, o którym informowali nieliczni dziennikarze. Chodzi o bardzo groźne zjawisko tzw. blackoutów, czyli długotrwałych awarii sieci energetycznych. Niemieccy eksperci już kilka miesięcy temu ostrzegali przed konsekwencjami przerw w dostawach energii elektrycznej w kraju. „Analizy skutków pokazały, że w razie braku prądu już po kilku dniach nie można zagwarantować ludności zaopatrzenia w podstawowe towary i usługi. Bezpieczeństwo publiczne jest zagrożone, konstytucyjny obowiązek ochrony życia i zdrowia obywateli nie może być dłużej spełniany przez państwo” – czytamy w komunikacie Urzędu Oceny Technologii w niemieckim Bundestagu.

Po ostatnich wypadkach w Niemczech nie możemy zignorować perspektywy wystąpienia podobnych problemów w innych częściach Europy. Analitycy Back of Ameria podjęli się próby odpowiedzi na pytanie, jaka jest przyczyna tego zjawiska. Według ich oceny blackouty są związane z intensywnym procesem odbudowy gospodarek nadszarpniętych w wyniku pandemicznych lockdownów. Wyższe zapotrzebowanie na zasoby energetyczne powoduje zatem przeciążenia w sieciach dostaw. Ponadto warto zwrócić uwagę na rozgrywkę toczoną przez rosyjski Gazprom, który poprzez szantaże próbuje wymusić certyfikację gazociągu Nord Stream 2, a tym samym – uzależnienie UE od dostaw gazu.

W efekcie działań naszego wschodniego sąsiada ceny gazu w Niemczech wzrosły o 54%, a za energię elektryczną o 24%. Negatywnych skutków doświadczyła również Wielka Brytania czy Francja. Według wyliczeń Bank of America przeciętnie niemieckie gospodarstwo domowe w 2020 r. wydało na gaz i prąd 1526 euro, z kolei na koniec 2022 r. wspomniane koszty wzrosną do poziomu 2094 euro. Co najważniejsze, mówimy tu o trendzie, który wcale nie musi się zatrzymać. Bezsprzecznie musimy powiedzieć także o najnowszych doniesieniach ekspertów z Banku Pekao SA, którzy prognozują, że wdrożenie w Polsce unijnego pakietu “Fit fot 55” do 2030 r. będzie kosztowało nasz kraj aż 2,4 bln zł. Ideologiczny projekt zakłada bowiem radykalne podwyższenie redukcji emisji gazów cieplarnianych poprzez nałożenie dodatkowych opłat, a w istocie podatków.

Zielona inflacja i imperialistyczne dążenia Putina

Mamy również do czynienia ze zjawiskiem tzw. zielonej inflacji, która w Niemczech odznacza się coraz większymi utrudnieniami w produkcji turbin wiatrowych, akumulatorów samochodów z zabudowanymi panelami słonecznymi i innych urządzeń służących transformacji energetycznej. Wzrost cen produktów związanych z zieloną energią stawia pod znakiem zapytania korzystność inwestycji w tego typu ekologiczne technologie. Skoro Niemcy borykają się z aż tak dużym kryzysem, tym bardziej dziwi fakt, że niemiecka minister środowiska Steffi Lemke sprzeciwia się Komisji Europejskiej w sprawie wpisania atomu do tzw. taksonomii, która umożliwiłaby jego finansowanie przez banki. Odpowiedzi można szukać w nieoficjalnych doniesieniach, według których Niemcy odpuściły ten temat na rzecz rozwijania współpracy z Rosją w ramach gazociągu Nord Stream II. Polska i Francja to dwa kraje, które są skłonne zbudować elektrownie atomowe, co sprawia, że w ich interesie nie leży wspieranie niemieckich dążeń. Zanim jednak nasze państwo mogłoby przystąpić do takiego przedsięwzięcia, należy zająć się pilnie obroną rodzimych kopalni węgla przed ideologicznymi atakami z Brukseli. Stanie na straży suwerenności energetycznej i nieuleganie szantażom unijnych decydentów ws. Turowa powinno być naszym priorytetem.

Nie milkną w tej chwili echa niedawnego wywiadu, który udzielił były już ambasador RP w Czechach. Mirosław Jasiński w komentarzu dla niemieckiego Deutsche Welle oskarżył polski rząd o złe gospodarowanie, wspierając w ten sposób przeciwną stronę sporu. Był to akt szkodzący polskiej racji stanu, który nie mógł zakończyć się niczym innym jak dymisją dyplomaty. W całej tej sytuacji nie można zapomnieć o geopolitycznym aspekcie kryzysu energetycznego, który trzeba zaliczyć do narzędzi wojny nowego typu. Dostrzegamy, jak Rosja wykorzystuje Nord Stream 2, strasząc przykręceniem kurka z surowcem, który może sparalizować Europę.

Rozmowy prowadzone między Waszyngtonem a Moskwą nadal trwają, co nie kończy spekulacji w kwestii bezpieczeństwa Ukrainy, a zwłaszcza jej przemysłowej części, która jest zlokalizowana blisko rosyjskiej granicy. W ostatnim czasie oczy świata skierowały się również na Kazachstan, w którym Putin realizuje swoje interesy gospodarcze. To kraj bogaty w ropę oraz rzadkie złoża, np. uranu, a w dodatku istotny z punktu widzenia przebiegu Jedwabnego Szlaku. Tamtejsze protesty są przykładem kolorowej rewolucji – większość obywateli jest głęboko niezadowolona z powodu uzależnienia od Rosji, która dąży do odzyskania wpływów w regionie z czasów istnienia ZSRS. Powinniśmy bacznie przyglądać się temu konfliktowi w kontekście bezpieczeństwa Polski, bo jeśli Rosja jest w stanie ingerować w Kazachstanie, to równie dobrze jednym z kolejnych celów może okazać się nasz kraj.

Robert Zawadzki jest dziennikarzem Telewizji Trwam. Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Czytaj też:
Jakóbik: Polski rząd już na wiele się zgodził, nie cofnie czasu

Czytaj też:
Kowalski: Gigantyczne ubóstwo – taki będzie efekt zielonej polityki UE

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także