Ekonomista: Rząd nie ma pieniędzy na obietnice wyborcze

Ekonomista: Rząd nie ma pieniędzy na obietnice wyborcze

Dodano: 
Członkowie rządu na posiedzeniu Sejmu
Członkowie rządu na posiedzeniu Sejmu Źródło:PAP / Tomasz Gzell
Mają na to, co już zaplanowali. Natomiast nie będzie pieniędzy na rzeczy nowe – mówi Jakub Sawulski, głównym ekonomistą Fundacji Instrat.

W rozmowie opublikowanej na portalu gazeta.pl Sawulski mówi, że rządzący "mają na to, co już zaplanowali. Wzrost nakładów na obronę narodową i zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia – to ledwo zmieszczą, ale zmieszczą".

Problemem mają być obietnice wyborcze. "Tego nie zmieszczą. Bruksela parę dni temu opublikowała prognozę, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat polski dług publiczny wzrośnie do prawie 80 procent PKB. A precyzyjniej – z obecnych około 50 procent PKB do 77 procent w 2034 roku. To byłby trzeci najszybszy wzrost długu w całej Unii. Na podstawie tej fatalnej prognozy Bruksela będzie nas oceniać i kontrolować, chociaż analitycy wiedzą, że to absurd" – zaznacza.

Bruksela zawyża dług Polski?

O jakim absurdzie mowa? Według ekonomisty "polski dług publiczny z pewnością wzrośnie i tu Bruksela ma rację. Natomiast poziom prawie 80 procent PKB, który wypluła unijna maszynka prognostyczna, jest nierealny. To się po prostu nie wydarzy. Wzięli scenariusz skrajny, wręcz nieprawdopodobny, i zapisali go jako bazowy. Będzie to miało dla rządu Tuska nieprzyjemne konsekwencje".

Chodzi o zablokowanie realizacji wielu wyborczych obietnic i ambitniejszych pomysłów. "Prawdopodobnie już w czerwcu Polska zostanie objęta procedurą nadmiernego deficytu" – mówi ekspert.

Ucierpi wizerunek rządu

Jakub Sawulski wskazuje, że to problem dla Tuska i jego ministrów. "Ograniczy pole manewru. To nie będzie dotkliwe dla społeczeństwa, przynajmniej tak mi się wydaje. Pewnie wystarczy, że redukcja deficytu – czyli tak zwane dostosowanie fiskalne – wyniesie około pół procenta PKB rocznie, żeby unijne warunki zostały spełnione" – mówi. Zdaniem ekonomisty są dwa doraźne sposoby na szybką poprawę stanu polskich finansów. "Pierwszy mechanizm to mrożenie progów w podatku dochodowym. Do 30 tysięcy rocznych dochodów nie płacisz podatku, potem płacisz 12 procent, a powyżej 120 tysięcy wpadasz w stawkę PIT 32 procent. Tych progów nie zmieniamy automatycznie, a nasze wynagrodzenia rosną, coraz więcej osób wskakuje w wyższe stawki, czyli dochody państwa z PIT rosną szybciej niż PKB. A drugi mechanizm to świadczenia socjalne w stałej wysokości, czyli 800 plus i kilka innych. Wraz ze wzrostem gospodarki i wzrostem PKB – w tym roku to będzie już niemal cztery biliony złotych – świadczenia nie rosną z automatu, czyli zmniejsza się ich udział w relacji do całego PKB" – przekonuje rozmówca Grzegorza Sroczyńskiego.

Czytaj też:
Kosmicznie (i komicznie!) szybka zamiana miejsc
Czytaj też:
Gorzkie słowa Tuska pod adresem Brukseli
Czytaj też:
"PiS to przewidziało". Morawiecki: Czasu na działanie jest coraz mniej

Źródło: Gazeta.pl
Czytaj także