W nowym odcinku z cyklu "Wolność w remoncie" prezes Warsaw Enterprise Institute Tomasz Wróblewski omawiał plany polityki celnej Donalda Trumpa w razie jego powrotu do Białego Domu i ponownie zwrócił uwagę na rosnącą przepaść między USA a Europą, wynikającą z przeregulowania socjalnej europejskiej gospodarki.
Protekcjonizm w USA? Trump zapowiada wysokie cła
Kandydat Republikanów na urząd prezydenta konsekwentnie zapowiada wprowadzenie ceł na produkty z zagranicy. Jeśli chodzi o Europę, Trump w toku kampanii wyborczej mówił o stawce 10-procentowej. (obecnie jest to niecałe 2 proc). Gdy chodzi o Chiny, w grę wchodzi nawet 60 proc. O ile oczywiście prezydent przekonałby do tego Kongres.
Trump argumentuje, że unijne regulacje nałożone na amerykańskie korporacje w Europie są próbą destabilizacji amerykańskiego handlu, a więc 10-proc. cła mają proporcjonalnie oddawać rzeczywiste ograniczenia w handlu.
Wróblewski powiedział, że byłaby to historyczna zmiana, która spowodowałaby spadek PKB dla całej Europy o 1 proc., przy czym najbardziej straciłyby najbogatsze kraje. USA straci 0,5 proc. PKB, jednak Trump planuje zrekompensować potencjalne straty wynikające z wyższych ceł i zmniejszeniu wymiany handlowej ze światem, wewnętrzną polityką gospodarczą. Plan zakłada bowiem daleko idącą deregulację, m.in. zniesienie restrykcji klimatycznych dla przemysłu wydobywczego, zniwelowanie roli deep state, a także obniżkę podatków. To ostatnie, wg. Tax Foundation przełożyłoby się na wzrost PKB o 0,8 proc. i dałoby ponad 590 tys. nowych miejsc pracy.
Amerykanie odczuwają skutki inflacji
Wróblewski przypomniał, że biedniejsi Amerykanie pamiętają poprzednią kadencję Trumpa, kiedy zyskali materialnie, a teraz odczuwają skutki kilkuletniej inflacji. Za rządu administracji Bidena tylko ceny żywności wzrosły aż o 25 procent. – Po czterech latach rządów Demokratów Amerykanie czują się ubożsi i wierzą, że powtórka z polityki gospodarczej Trumpa uczyni ich znowu bogatszymi. Co oczywiście nie znaczy, że Ameryka nie mogła cztery lata temu odnotować jeszcze lepszych wyników gospodarczych, gdyby uniknęła tej wojny celnej i ceł odwetowych – podkreślił szef WEI.
Wróblewski zwrócił uwagę, że Komisja Europejska i unijni przywódcy zapowiadają sankcje odwetowe na USA, ale przede wszystkim nie potrafią poradzić sobie z problemami, które sami stworzyli w Europie. Mimo ewidentnie negatywnych skutków własnej polityki, wciąż forsują więcej regulacji i kolejne podatki klimatyczne.
Wróblewski: Europa sama zaora swoją gospodarkę
Wróblewski powiedział, że w każdym razie polityka celna Trumpa wstrząśnie światowymi rynkami, zaznaczając, że biorąc pod uwagę perspektywę tak ekonomiczną, jak i historyczną, nie do przewidzenia są społeczno-polityczne konsekwencje drastycznego zaostrzenia ceł.
– Pomijając całe ideolo, prawdziwym celem nowych taryf Trumpa ma być ściągnięcie do USA produkcji przemysłowej z Europy i Azji. Rzecz w tym, że europejskie firmy i tak już na potęgę migrują do USA. Uciekają przed niepewnością legislacyjną, cenami energii, nadmiarem regulacji, regulacji rynku pracy, socjalnej Europy, czy teraz ESG czy ETS – przypomniał Wróblewski.
Dla przykładu, według OECD europejskie inwestycje w sztuczną inteligencję to niecałe 20 proc. tego, co inwestują w ten sektor Stany. 44 proc. niemieckich firm przenosi się obecnie do Ameryki z powodu niepewności europejskiego prawa. Wartość firm migrujących z Niemiec do USA tylko w ub. roku przekroczyła pięć miliardów dolarów, przytoczył Wróblewski, dodając, że przepaść między USA a Europą w tym zakresie cały czas się powiększa.
– Podaję te dane, bo tak na dobrą sprawę, Waszyngton nie musi nic robić, żeby zaorać Europę. Wystarczy czekać, żeby sama się zaorała. Przepaść między Ameryką a Europą cały czas rośnie – przypomniał.
W dalszej części Wróblewski skoncentrował się na próbie odpowiedzi na pytania: po co Trumpowi wojna celna z Europą oraz czym, Republikanin przekonuje do swojego programu tak wielu Amerykanów.
twitterCzytaj też:
Bartoszewicz: Zielony Ład to narzędzie do stworzenia z Europy państwa komunistycznego