"Bez radykalnych działań obudzimy się w kryzysie, jakiego nie widzieliśmy. Czeka nas katastrofa"

"Bez radykalnych działań obudzimy się w kryzysie, jakiego nie widzieliśmy. Czeka nas katastrofa"

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Zoltan Balogh
– Bez radykalnych działań obudzimy się w kryzysie, jakiego nie widzieliśmy. W obecnej sytuacji należy wpompować w rynek bardzo duże pieniądze, ta inwestycja w przyszłości się na pewno zwróci – mówi portalowi DoRzeczy.pl Janusz Rubas, prezes zarządu Hoop Polska.

Co sytuacja związana z epidemią koronawirusa oznacza dla polskich przedsiębiorców?

Janusz Rubas: Sytuację porównałbym do czasów II wojny światowej. Oczywiście były inne determinanty – wtedy był konflikt zbrojny, dziś epidemia wirusa. Nie zmienia to faktu, że nadchodzący kryzys będzie przeogromny. Wydaje się, patrząc po krajach, gdzie ta epidemia powoli wygasa, że u nas potrwa ona jeszcze około sześciu tygodni. W tamtych krajach, które powoli wychodzą na prostą, zastosowano ciężki reżim, ograniczenia aktywności. Ale to poskutkowało. W Polsce trzeba przyznać, że ta świadomość i samodyscyplina obywateli jest spora. To daje nadzieję, że uda się epidemię opanować. Natomiast znacznie gorzej jest jeśli chodzi o perspektywy gospodarcze, dla firm.

To znaczy?

Z punktu widzenia przedsiębiorców najważniejsze jest, żeby nie zostały przerwane łańcuchy dostaw. Chodzi o cały proces od wyprodukowania materiałów, poprzez produkcję, transport, aż po dostarczenie gotowego produktu do klienta. To bardzo istotny proces. I bardzo ważne, by nie został przerwany. Dlatego ważne jest, by pracownicy za to odpowiedzialni byli zdrowi, uniknęli zarażenia. W naszej firmie wprowadziliśmy bardzo duże restrykcje.

Na czym one polegają?

Ludzie pracujący w biurach zostali całkowicie przeniesieni do pracy zdalnej, wykonują ją w domu. Ci, którzy muszą pracować na miejscu, bądź przy dostawach, muszą przestrzegać zasad higieny, każdy pracownik ma codziennie mierzoną temperaturę. Robimy absolutnie wszystko aby zminimalizować możliwość zarażenia tą chorobą. Dodatkowo staramy się bardzo często uświadamiać pracowników aby kontakt z trzecimi osobami został w obecnym czasie wygaszony.

Niezależnie od tego skutki dla wielu firm będą poważne?

Owszem. Szczególnie dla firm z branży hotelarskiej, turystycznej, gastronomicznej. Restauracje, puby, lokale, nie działają. Ta sytuacja nie skończy się w ciągu dwóch tygodni. Moim zdaniem potrwa do końca kwietnia.

Rząd wychodzi jednak naprzeciw działaniom tych przedsiębiorstw?

W moim odczuciu te propozycje są absolutnie niewystarczające. A to, co się dzieje doprowadzi do wielu bankructw. Te propozycje początkowe – odroczenia ZUS na trzy miesiące były w ogóle niedopuszczalne. Rząd nie może także zapomnieć o średnich i dużych przedsiębiorstwach, które zatrudniają dużą część pracowników.

Ostatecznie ZUS ma zostać całkowicie zawieszony?

Składka ZUS ma być zawieszona na trzy miesiące, ale tylko dla firm zatrudniających do 9 pracowników. Ja bym poszedł jednak dalej. Podjąć należy niepopularne decyzje, m.in. zawęzić programy socjalne tylko dla najuboższych. Bo w przeciwnym razie, bez radykalnych działań obudzimy się w kryzysie, jakiego nie widzieliśmy. W obecnej sytuacji należy wpompować w rynek bardzo duże pieniądze, ta inwestycja w przyszłości się na pewno zwróci.

A jak to wygląda w przypadku Państwa firmy?

Niektórzy błędnie twierdzą, że negatywne skutki pandemii nie dotkną branży spożywczej, bo przecież sklepy są otwarte. To nie tak, jesteśmy branżą napojową, a nie producentem kaszy czy makaronu. Obowiązuje kwarantanna, ludzie przestali uprawiać sport, chodzić na spacery w konsekwencji czego zmieniają się ich potrzeby i siła nabywcza. Konsumenci częściej robią ogólne zakupy np. w dyskontach, a co jeśli jakiejś marki tam nie ma? Obecnie notujemy przestój w zamówieniach, do tego dochodzą problemy z utrzymaniem sprzedaży w kanale tradycyjnym. Część przedstawicieli handlowych skorzystało z opieki na dziecko, a produkty same się nie sprzedają. Ale są też dobre rzeczy, mamy wszystkich pracowników zatrudnionych na umowie o pracę. Działamy w branży napojowej, jeść i pić trzeba, zbliża się lato, gdzie sprzedaż napojów jest większa, mam zatem nadzieję, że sytuacja się unormuje.

A epidemia ma do tego czasu się skończyć. Czyli powód do optymizmu?

Oczywiście zawsze jest jakiś promyk nadziei, ale na razie zdecydowanie więcej obaw. Zamknięte są szkoły, przedszkola, ludzie zostają z dziećmi. To zrozumiałe. Jednak absencja pracowników może być problemem w kontekście wspomnianych łańcuchów dostaw. Szczególnie jeśli miałoby się to przedłużyć na miesiące letnie, gdy dostaw jest więcej. Dodatkowo obawiam się też o aspekt społeczny. Dłuższa izolacja ludzi może doprowadzić do dużego napięcia w społeczeństwie.

Jednak niektórzy ekonomiści mówią, że wcale nie musimy być skazani na recesję, że będzie po prostu mniejszy wzrost gospodarczy?

Moim zdaniem czeka nas katastrofa w skali globalnej. Na pewno Europa zmierzy się z recesją, a dzisiaj już mogę jasno stwierdzić, że większość krajów na świecie w tym Stany Zjednoczone. Każdy, kto mówi o wzroście gospodarczym jest oderwany od rzeczywistości. Aby był niewielki wzrost, ta epidemia musiałaby skończyć się faktycznie dwa tygodnie od ogłoszenia stanu epidemicznego. I jak wspomniałem – po krajach, które już sobie z epidemią powoli radzą, trwało to około sześciu tygodni. I to wszystko przy pełnej mobilizacji społeczeństwa. Mam nadzieję, że u nas też ta mobilizacja będzie utrzymana. Ale – niezależnie od tego – możemy zapomnieć o nawet niewielkim, minimalnym wzroście gospodarczym. Recesja jest nieunikniona. Gdyby ktoś kilka miesięcy temu, ba, nawet kilka tygodni temu powiedział mi, że czeka nas taka epidemia, nie uwierzyłbym. W najczarniejszych snach nie spodziewałem się, że spadnie na nas coś takiego.

Zmieniając nieco temat. Przed wybuchem pandemii krytycznie ocenialiście Państwo projekt wprowadzenia podatku cukrowego, który miał w założeniu pomóc w staraniach o zdrowie Polaków. Na razie mówi się, że podatek ten będzie zawieszony, za parę miesięcy temat jednak zapewne wróci. Jak ocenia Pan te pomysły?

Jeśli chodzi o podatek cukrowy, to uczestniczyłem w rozmowach z wiceministrem zdrowia Cieszyńskim. Przyjęcie projektu w zakładanej formie, to będzie zarżnięcie całej polskiej branży napojowej. W dniu wczorajszym dowiedziałem się, że minister rozwoju Emilewicz wycofała się z deklaracji dotyczącej przesunięcia terminu wprowadzenia tzw. Podatku cukrowego na koniec roku. To jest skandal, że w obliczu pandemii koronawirusa ma być nakładana dodatkowa danina, gdzie dzisiaj przedsiębiorcy walczą o przetrwanie. I nie wiedzą jaki będzie kolejny dzień.

Dlaczego?

Jeśli weszłyby zmiany na poziomie proponowanym przez ministerstwo, koszty podatku dla nas byłyby porównywalne z przychodami jednej z należących do naszej grupy spółek. Firma Hoop, którą reprezentuję, produkuje przede wszystkim produkty typu Cola. Sprzedajemy głównie butelki duże, dwulitrowe. Po wprowadzeniu produktu marka własna Coli wzrośnie o 117 proc., o 75 proc. produkty z klasy premium, czyli nasza marka, a o 60 proc. cena Coca Coli. Jeśli tak, to nastąpiłyby spadki sprzedaży o kilkadziesiąt procent. Choćbyśmy nie wiem co zrobili, nie przetrwamy.

Ale sam podatek – jak twierdzi ministerstwo – jest zasadny?

Co do zasady nie będę się spierał. Ale jeżeli jest polska firma, działająca na naszym rynku od 28 lat, zgodnie z przepisami obowiązującego prawa, i nagle jej się podcina skrzydła jednym przepisem prawnym, to coś jest tutaj nie tak. Rząd mówi o wspieraniu polskich przedsiębiorstw. To ja chcę to zobaczyć. Bo to my zrepolonizowaliśmy ten zakład, przejęliśmy z rąk czeskich. I teraz uderza się w nas podatkiem. Powinna być inna jego stawka, inne naliczanie, wreszcie – powinien być czas karencji na wprowadzenie tego typu przepisów tak, by można się było do nich przygotować.

Czytaj też:
Ważny polityk PSL: Jak PO nie umie pomóc, to niech choć nie przeszkadza w walce z wirusem

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także