A teraz tekst profesora. Choć krótki, świadomie pobrzmiewają w nim wielkich filozofów echa. Ponieważ już napisałem, że tekst krótki, więc go tu skrócę z pełną świadomością, że to zbrodnia (i co z tego?). Profesor Zybertowicz twierdzi mianowicie, że nawet jeśli Boga nie ma, to rola religii jest wielka i pozytywna. No musi się tu nam Pascal pojawić z jego słynnym zakładem czy kontraktem prawie handlowym, że w Boga się po prostu opłaca wierzyć, bo jak jest, a wierzymy, to zyskujemy po śmierci, a jak go nie ma, a też wierzymy, to przecież nic nie stracimy. Niby proste i zabójczo logiczne, więc skąd tylu mędrków ateistów?
Dalej profesor uszczegóławia swoją myśl, że o ile w Boga to można sobie wierzyć, albo nie wierzyć, to religie po prostu są ze swoimi skodyfikowanymi nakazami, zakazami etc. Zgoda. Zgoda również, że mimo wszystko religie miały i mają pozytywny wpływ na nas, na naszą cywilizację, chociaż... Chociaż jestem w stanie przytoczyć solidną bibliotekę kontrargumentów, ale nie o to tu chodzi. Chodzi (przynajmniej w moim przypadku) o inspirującą myśl rzuconą nam zaledwie, nonszalancko tylko zasygnalizowaną nam przez profesora, jakby chciał nam powiedzieć „Macie tu ideę, zróbcie z nią coś". Myśl ta (niepewność, a myśl właśnie) jest następująca: Pobożność jest racjonalna, dobra, a być może nawet ekologiczna (ekologia jest tu przeze mnie używana w pozytywnym znaczeniu, a nie, że Greta Thunberg). I... uwaga, za brak pobożności, czyli właśnie bezbożność mielibyśmy ponieść karę! W najwyższym stopniu ciekawe, no bo jak? Abstrahuję tu od „Zbrodni i kary" Dostojewskiego, który jest w równym stopniu filozofem co pisarzem, ale niby kto miałby nas karać w świecie bez Boga, Panie Profesorze Zybertowicz? Kto? Tu właśnie jest ta celowo, jak mniemam, zostawiona przez profesora inspirująca przestrzeń do wypełnienia przez nas. Ale!
Jest coś jeszcze niezwykle ciekawego, bo jednak wykonał to naukowiec humanista. Otóż mamy tu w praktyce zastosowany w tragedii greckiej mechanizm „Deus ex machina", w mniej szlachetnej, popularnej wersji ludowej znany jako „Filip z konopi". Profesor dochodzi, więc do wniosku, że za nadmierne, bezbożne rozpędzenie gospodarki miałaby nas karać otóż Natura! Kuszące, panteistyczne (daruję tu Państwu przytaczanie długaśnej listy filozofów mniej lub bardziej utożsamiających przyrodę z bogiem lub Bogiem). Nie o to chodzi. Chodzi o niebezpieczne wewnętrzne napięcie w perspektywie Matka Ziemia i my, jej dzieci. O ileż bowiem na ogół matka to symbol miłości, poświęcenia i bezgranicznej troski, to jednak te okrutne czasy zarazy rodzą pytanie: a jeśli nie? Jeśli Matka Ziemia z punktu widzenia swojej historii trwającej 4 i pół miliarda lat ma inne priorytety niż ochrona tych głupawych, chełpliwych robaków zwanymi ludźmi, co wtedy? Nie czeka nas kara, której celem jest resocjalizacja, czeka nas eksterminacja. Muszę się jeszcze nad tym zastanowić, co też Państwu doradzam, ale nie na pusty brzuch.
PS. W tytule chodzi oczywiście o głośną sprawę „matki Madzi", czyli Katarzynę Waśniewską skazaną za zabicie półrocznej córki na 25 lat więzienia. Proszę się przygotowywać do lektury, przecież nie będę wszystkiego tłumaczyć.
Autor jest publicystą, ekspertem ds. wizerunku. W latach 2007-2018 był redaktorem naczelnym dziennika "Super Express". Obecnie jest prezesem agencji R4S.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.