39. rocznica pacyfikacji "Wujka". Miśkiewicz: To był ogromny szok

39. rocznica pacyfikacji "Wujka". Miśkiewicz: To był ogromny szok

Dodano: 
W kopalni "Wujek" zginęło 9 górników
W kopalni "Wujek" zginęło 9 górników Źródło:PAP/Andrzej Grygiel
Dla nas, młodych wtedy ludzi, studentów, był to ogromny szok. Tym większy, że aby dojechać na uczelnię z akademika codziennie musieliśmy mijać kopalnię Wujek. Spośród śląskich zakładów, ten był nam najbliższy. Z tymi ludźmi stykaliśmy się, nawet jeśli nie znaliśmy osobiście – mówi portalowi DoRzeczy.pl Przemysław Miśkiewicz ze stowarzyszenia Pokolenie, w latach 80. działacz antykomunistycznego Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Co oznacza dla Pana 16 grudnia?

Przemysław Miśkiewicz: Ten dzień już zawsze będzie mi się kojarzył z pacyfikacją kopalni „Wujek” i śmiercią górników. Tego dnia byliśmy poza Katowicami, po strajku studenckim. O samej tragedii "Wujka" dowiedziałem się następnego dnia. Poszła informacja o śmierci siedmiu górników (ostatecznie śmierć poniosło dziewięciu - red.). Nastrój grozy, a także to, że nie wierzyliśmy komunistom sprawiał, że nie wierzyliśmy w te oficjalne dane. Byliśmy przekonani, że ofiar było znacznie więcej. Szczególnie, że takie informacje kolportowali też niektórzy partyjni.

A jak przyjęliście samą wiadomość o tych wydarzeniach?

Dla nas, młodych wtedy ludzi, studentów, był to ogromny szok. Tym większy, że aby dojechać na uczelnię z akademika codziennie musieliśmy mijać kopalnię "Wujek". Spośród śląskich zakładów, ten był nam najbliższy. Z tymi ludźmi stykaliśmy się, nawet jeśli nie znaliśmy osobiście. Potem na miejscu tragedii stanął krzyż, a władze, aby uniknąć demonstracji wybudowały obwodnicę, by czasem autobusy nie mijały „Wujka”. Zrobiono to, pomimo, że pieniędzy w kryzysie brakowało prawie na wszystko. Ale też gdy autobus mijał kopalnię, ludzie stawali, żegnali się, demonstrowali szacunek dla pomordowanych, co oczywiście nie było na rękę komunistom. Po wybudowaniu drogi ulicę przy kopalni zamknięto, jeździły tam jedynie samochody służbowe, dostarczające coś do kopalni.

Jednak co rok miały miejsce nielegalne uroczystości w rocznicę tragedii.

W pierwszą rocznicę, 16 grudnia 1982 roku nie mogłem być na miejscu, ponieważ byłem bardzo poważnie chory. W roku kolejnym poszedłem pod kopalnię, kordon ZOMO oddzielał Krzyż, aby nie można było złożyć tam kwiatów, więc położyłem wiązankę pod płotem, chwilę potem zostałem zgarnięty do milicyjnej suki. Na dołku spędziłem 48 godzin. Gdy w tym roku składałem kwiaty przypomniałem sobie, że dokładnie 39 lat temu strzelano tu do górników, a ja byłem poza Katowicami, a dwa lata później byłem w milicyjnym areszcie.

Czy gdy następowała zmiana ustrojowa w 1989 roku spodziewał się Pan, że w III RP zbrodnia na górnikach nie zostanie nigdy rzetelnie osądzona, a sprawcy nie będą ukarani?

Pamiętajmy, że w 1989 roku organizacje, które przestrzegały przed dogadaniem się z komunistami, jak Solidarność Walcząca, były niszą. Zdecydowana większość Polaków była potwornie komuną zmęczona, chciała oddechu. I te pierwsze lata po 1989 roku ten oddech dawały w sensie wolności, a potem doszła też terapia szokowa Leszka Balcerowicza, zmiany ekonomiczne. Tym ludzie żyli. Dopiero koło roku 1992 i przede wszystkim 1993, gdy komuniści zaczęli wygrywać wybory, znów zaangażowaliśmy się, w ramach Ligi Republikańskiej. Na pierwsze uroczystości rocznicowe po 1989 roku nie chodziliśmy, bo drażniła nas sztampa oficjalnych obchodów. Potem, już jako Liga Republikańska pojawialiśmy się na uroczystościach z własnymi transparentami, hasłami antykomunistycznymi, żądaniem rozliczeń. Z perspektywy czasu myślę, że w 1989 roku ludziom wmówiono, że nie należy się pewnymi sprawami na razie zajmować, tymczasem bezwzględnie trzeba się było nimi zająć.

Czytaj też:
Rozpłochowski: O tej zbrodni nie wolno zapomnieć

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także