Radosław Wojtas || Gdyby sprawdziły się prognozy i końcówka lutego byłaby tak chłodna, jak się tego spodziewano, mogliśmy w Polsce mieć dramatyczną sytuację powodziową. Wyż z ciepłym zwrotnikowym powietrzem był największym sprzymierzeńcem lodołamaczy, które wypłynęły na polskie rzeki i zbiorniki wodne, by nie dopuścić do powodzi zatorowych. Udało się. Ale czy na głęboki oddech ulgi nie jest jeszcze za wcześnie?
Puma”, „Sokół”, „Orkan”, „Ocelot”… Między innymi takimi imionami ochrzczone są lodołamacze, które mają chronić mieszkańców miejscowości zagrożonych powodziami zatorowymi. Wody Polskie dysponują 25 jednostkami (lodołamaczami czołowymi idącymi na zwarcie i liniowymi, które spławiają rozbitą krę, bo dopiero po jej spławieniu można mówić o udanej akcji lodołamania).
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.