„Ino fyraj frechowny kamelorzu. Zgolej, za chachoł i do buchty tej, ady poruta dla porzónnego miasta” – zawołaliby zapewne przedwojenni Wielkopolanie znani z zamiłowania do porządku i gospodarności, uczciwości, zdaniem niektórych, graniczącej nawet z naiwnością. Tłumacząc z „poznańskiego na polskie”, znaczy to mniej więcej tyle co: „spadaj, cwany urzędasie, pójdziesz siedzieć”. Przedwojennych Wielkopolan zostało wśród nas już bardzo niewielu, szacunku do państwa, cechy w zasadzie powszechnej w urzędach II RP, niemal już nie ma; jak pokazuje choćby sprawa niewielkiego Leszna – wyparła je zrodzona w PRL i dojrzała w instytucjach III RP solidarność politycznych geszefciarzy.
W marcu ubiegłego roku poznańska Prokuratura Okręgowa oskarżyła Franciszka H., dyrektora Wielkopolskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych – oddział w Lesznie, samorządowej jednostki podlegającej marszałkowi województwa wielkopolskiego, o niedopełnienie obowiązków i działanie na szkodę zarządzanej przez siebie instytucji. Jak wynika z ustaleń Centralnego Biura Śledczego – H. przelał 250 tys. zł na konta prywatnych firm za zlecone przez Zarząd Melioracji usługi projektowo-budowlane, choć w rzeczywistości nie zostały wykonane. 16 maja 2016 r. akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Lesznie, gdzie do dziś toczy się jego proces karny.
Wydawałoby się, że w trosce o przestrzeganie zasad praworządności, ów Franciszek H., urzędnik samorządowej instytucji, któremu organa ścigania stawiają poważne zarzuty dotyczące sposobu wydatkowania pieniędzy publicznych, nawet jeśli nie straci posady, to przynajmniej zostanie zawieszony do czasu wyjaśnienia sprawy. Wymaga tego dobro publiczne. Wydawałoby się…
Ale ów „pan dyrektor” to nie emerytka, która w sklepie ukradła wafelka. Jeszcze w głębokiej komunie, w latach 70-tych, był szefem Wojewódzkiego Zarządu Inwestycji Rolniczych, później, w okresie III RP, przez dwie kadencje pełnił funkcję leszczyńskiego „centroprawicowego” radnego. W Lesznie jest znany, podobnie zresztą jak jego żona Małgorzata – była peerelowska prezydent miasta. Lokalna społeczno-polityczna elita. Co z tego wynika?
Oskarżony urzędnik ma się dobrze. Gdy spytałem o sprawę w Wielkopolskim Urzędzie Marszałkowskim okazało się, że wykazane przez prokuraturę nieprawidłowości psa z kulawą noga nie obeszły. Bezpośredni przełożony Franciszka H. nonszalancko dał do zrozumienia, że skoro nie ma w sprawie prawomocnego wyroku, to i problemu nie ma. Marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak (PO), któremu wspomniany urząd całościowo podlega – w ogóle na pytania nie odpowiedział.
Szczerze wyznam, że akurat w tej sprawie marazm marszałka Woźniaka, prominentnego działacza wielkopolskiej PO, absolutnie mnie nie dziwi. Dlaczego? Bo Woźniakowi nie przeszkadza też, że – według CBA – jeden z jego najbliższych współpracowników, wicemarszałek Krzysztof Grabowski (PSL), dopuścił się nieprawidłowości przy tworzeniu rolniczej grupy producenckiej, która wyłudziła później dofinansowanie z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Mało tego, jak się okazuje, nie gryzie go, że inny z członków zarządu województwa – Leszek Wojtasiak, też współpracownik marszałka Woźniaka i działacz Platformy Obywatelskiej – kilkakrotnie już złożył, jak się okazało, nieprawdziwe oświadczenia majątkowe. „Nawet jeśli wicemarszałkowie województwa wielkopolskiego usłyszą zarzuty prokuratorskie, będą nadal pełnić swoje funkcje” – ogłosił Woźniak, kilka tygodni temu w rozmowie z Radiem Merkury Poznań, zarazem podważając kompetencje i wiarygodność prokuratury.
Urzędnicza nieodpowiedzialność, buta, arogancja, wreszcie stosunek samorządowego urzędnika z politycznego nadania do instytucji państwowych, ale także do podatnika, którzy ze swoich podatków utrzymują także i urząd marszałkowski, jest dość charakterystyczna dla funkcjonariuszy opozycji totalnej, którym zbyt często „obrona III RP” myli się – często nie przypadkiem – z ochroną kombinatorów, cwaniaczków i politycznego geszefciarstwa.
Dość przypomnieć, że gdy kilka tygodni temu „Rzeczpospolita” i „Onet” ujawniły machinacje finansowe w KOD, za które odpowiada Mateusz Kijowski, lider tej kuriozalnej organizacji, posłanka Platformy – Małgorzata Niemczyk – ogłaszała na Twitterze „apel solidarności” z Kijowskim, wołając: „Nie dajmy się podzielić. Murem za KOD”. Z tym wsparciem dla geszefciarzy ”to „akuratnie Platforma dostała niezłego szplina, że dyc ino kielczyc się można, tej”. Jej działacze i politycy byli już „murem za Hanką”, organizując twitterową akcję i przekonując, że nic to, iż prezydent Łodzi, Hanna Zdanowska, miała wyłudzić kredyt, skoro zrobiła to – uwaga – prywatnie. Murem stanęli tez za innym kombinatorem – Józefem Piniorem; choć od czasu publikacji nagrań, z których wynika, że Pinior rzeczywiście nieźle nawywijał, jego obrońcy jakby trochę ucichli.
A propos Piniora. W minioną niedzielę gwiazdorzył w Poznaniu wespół z krętaczem alimentacyjnym Mateuszem Kijowskim na wiecu KOD, demonstrując przeciw reformie sądów. Obserwując działania i zachowania polityków, samorządowców, działaczy opozycji totalnej”, trudno nie skonstatować, że w tym środowisku cwaniactwo zostało podniesione do rangi cnoty.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.