P o pozbawionej przełomu letniej fazie wojny na Ukrainie sytuacja, wraz z początkiem września, nabrała nagłej dynamiki na różnych płaszczyznach, od niespodziewanych sukcesów ukraińskiej armii do ostrzeżeń wysyłanych w ostatnich dniach przez NATO do państw członkowskich, by te zbroiły się na wojnę. Niedawno na łamach „Do Rzeczy” twierdziłem, że Ukrainę czeka sprawdzian swych wielokrotnych zapowiedzi letniej ofensywy, podczas gdy lato skłaniało się właśnie ku końcowi. W tym czasie nasi wschodni sąsiedzi odnieśli huczne, nieoczekiwane zwycięstwo na froncie północnym, zaskakując świat i samą Rosję. Prawdą jest, że ukraińska kontrofensywa na południu spaliła na panewce, pochłaniając prawdopodobnie wiele ofiar wśród ukraińskich żołnierzy, za to nagłe i świetnie wybrane uderzenie na północy wywołało wśród Rosjan popłoch, tak że nawet u prokremlowskich komentatorów można było usłyszeć komentarze: „Piorunujące ukraińskie natarcie, spektakularna porażka Rosji”. Tymczasem po sukcesie ukraińskiego kontruderzenia, które umożliwiło odbicie sporych terenów wokół Charkowa i przywróciło siły zbrojne Ukrainy „do gry” w Donbasie, gdzie przejęły inicjatywę na kilku odcinkach frontu, sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg studził optymizm, zapowiadając przed nami jeszcze długą wojnę. W rzeczy samej, na reakcję Rosji nie trzeba było długo czekać i w pewnym sensie wydarzenia, które miały następnie miejsce, były nie mniej spektakularne niż sama ukraińska ofensywa, choć w innym wymiarze.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.