Nowi słudzy Ukrainy – ekipa Tuska w butach PiS
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Nowi słudzy Ukrainy – ekipa Tuska w butach PiS

Dodano: 
Donald Tusk i Radosław Sikorski
Donald Tusk i Radosław Sikorski Źródło:PAP / Tomasz Gzell
Podejście rządu Donalda Tuska do Ukrainy wydaje się równie naiwne jak poprzedniego. Problem w tym, że naiwny entuzjazm nie zastąpi nam polityki wobec Ukrainy.

Wiceszef MSZ chwali się niepodaniem ręki chargé d’affaires Rosji, premier walczy o wejście Ukrainy do Unii Europejskiej, szef dyplomacji niedwuznacznie grozi Putinowi, a przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych opowiada o rozpadzie Rosji. Gdyby ktoś zapadł w śpiączkę i nie wiedział, że doszło do zmiany władzy i chodzi o Władysława Teofila Bartoszewskiego, Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego oraz Pawła Kowala, to mógłby strzelać w ciemno, że mówimy dalej o rządzie PiS.

W polskiej polityce wiele się zmieniło w ostatnich tygodniach, jednak bezrefleksyjne nastawienie wobec wojny na Ukrainie pozostaje to samo. Bezrefleksyjne, gdyż nowy rząd, podobnie jak poprzedni, ogranicza się do podniosłych słów i gestów, ale jednocześnie unika jasnych, klarownych deklaracji. To, że Polska chce pomagać napadniętemu sąsiadowi, jest oczywiste od dwóch lat. Jaka jest jednak strategia naszych władz? Co konkretnie chce zdziałać i uzyskać rząd Donalda Tuska? Czego oczekujemy od Ukrainy i co jej oferujemy? Dlaczego i jak długo? Na żadne z tych pytań nie mamy odpowiedzi. W typowej dla polskiej polityki emocjonalnej tromtadracji i retorycznej galopadzie nasze elity uznały, że skoro wspieramy napadniętą Ukrainę, to nie wystarczy być podporą dla Kijowa, tylko należy być na jego każde wezwanie.

Nowe władze opowiadają się np. za wejściem Ukrainy do Unii Europejskiej, starając się nawet pozycjonować na kogoś w rodzaju „adwokata” [sic!] takiego akcesu, jednakże ani Donald Tusk, ani Radosław Sikorski, ani nikt inny z rządu nie tłumaczą, co właściwie Polska miałaby zyskać na takim rozwiązaniu. Rozszerzenie Unii Europejskiej o Ukrainę zostało uznane a priori za tożsame z polską racją stanu, a przecież wątpliwości związane z takim krokiem są jak najbardziej realne. Zamiast rzetelnej, uczciwej dyskusji na temat plusów i minusów planowanego poszerzenia UE otrzymujemy moralne wzmożenie. Dokładnie takie samo jak za rządów Mateusza Morawieckiego.

Artykuł został opublikowany w 3/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także