Protest to wynik ponad 3-letnich nieskutecznych negocjacji etatowych pracowników z zarządem PLL LOT. Chodzi o zasady wynagradzania m.in. personelu latającego. Związki zawodowe chcą powrotu do zasad z 2010 roku. Związkowców bulwersują też wypłaty niektórym członkom zarządu sumy 2,5 miliona złotych, w tym prezesowi firmy – Rafałowi Mielczarskiemu 1,5 miliona złotych.
Prezes PLL LOT Rafał Milczarski przekonywał, że referendum jest nielegalne. Ostatecznie wszystko wyjaśnił Sąd Okręgowy w Warszawie, który nakazał odroczenie strajku do czasu rozpatrzenia sprawy. Teraz będzie badał argumenty zarządu LOT w postępowaniu sądowym. – Argumenty zarządu były następujące: urna, do której pracownicy wrzucali swoje głosy, wędrowała do budynku siedziby LOTu, pojawiała się nawet w terminalu Lotniska Chopina. Do listy głosujących dopisywane były osoby, które nie są pracownikami. A głosy zbierano również po zakończeniu głosowania, co nastąpiło 21 kwietnia, podczas gdy zbierano je jeszcze we środę 25 kwietnia. A o wyniku głosowania, poza tym, że zebrano wystarczającą liczbę głosów, zarząd LOT nie został poinformowany. Dodatkowo jeszcze w tej samej sprawie ogłoszono referendum już we wrześniu 2017, a referendum nie może być przeprowadzone dwukrotnie w tej samej sprawie – wskazywał Milczarski.
Po godz. 18 związki zawodowe w PLL LOT podjęły wspólnie decyzję, aby wstrzymać podjęcie zaplanowanego na 1 maja strajku. – Tym samym dajemy czas panu premierowi Morawieckiemu na zajęcie stanowiska w sprawie niepokojów społecznych w spółce – mówili związkowcy.