Nieobecność w szkole. MEN szykuje kolejną rewolucję

Nieobecność w szkole. MEN szykuje kolejną rewolucję

Dodano: 
Minister edukacji Barbara Nowacka (P) i sekretarz stanu w MEN Katarzyna Lubnauer
Minister edukacji Barbara Nowacka (P) i sekretarz stanu w MEN Katarzyna Lubnauer Źródło: PAP / Marcin Obara
50 proc. obecności może wkrótce nie wystarczyć, aby uczeń zaliczył w szkole przedmiot. Ministerstwo Edukacji Narodowej już pracuje nad zmianami w tym zakresie. Jak wynika z ustaleń mediów, mogą być one rewolucyjne.

Koncepcja zmian dotyczących frekwencji w szkole pojawił się przy okazji konferencji minister Barbary Nowackiej dotyczącej przygotowania nowej podstawy programowej zajęć Wychowania Fizycznego. To tam padł sygnał, że 50 proc. usprawiedliwionych nieobecności może nie wystarczyć do zaliczenia przedmiotu.

Nieobecność w szkole. Ministerstwo edukacji pracuje nad dużymi zmianami

Jak wynika z ustaleń "Rzeczpospolitej", nie chodzi jednak tylko o WF. "MEN rzeczywiście pracuje nad nowymi rozwiązaniami dotyczącymi wszystkich przedmiotów" – czytamy.

Na razie nie jest jasne, jaka będzie wymagana frekwencja, aby uczeń zaliczył dany przedmiot. Dziennik, powołując się na osoby będące blisko resortu edukacji, wskazuje że może to być nawet 70 proc. W porównaniu do obecnych 50 proc. zmiana ta wygląda naprawdę rewolucyjnie.

"To się musi zmienić"

– Nie może być tak, że uczeń może nie pojawić się w szkole przez pół semestru, a i tak zda. To się musi zmienić – podkreśla cytowana przez gazetę osoba bliska kierownictwu MEN.

Jak czytamy, nauczyciele mają alarmować, że szczególnie problematyczne są dla nich czerwiec i wrzesień, kiedy jest tak dużo nieobecności, że nie mogą prowadzić lekcji. "Przez to nie mogą rozpoczynać nowych tematów, tylko powtarzają zagadnienia z poprzednich lekcji, a potem pędzą z materiałem" – twierdzą.

"Rodzice traktują szkołę jako miejsce, gdzie dziecko może chodzić albo może nie chodzić"

W tym kontekście warto przypomnieć wypowiedź wiceminister edukacji Katarzyny Lubnauer z lipca tego roku. Jej słowa dotyczące nieobecności uczniów w szkołach wywołały prawdziwą burzę. – Bardzo często mamy głosy nauczycieli i dyrektorów, że rodzice traktują szkołę jako miejsce, gdzie dziecko może chodzić albo może nie chodzić – mówiła wiceszefowa MEN. – To jest ze szkodą dla uczniów. Będziemy się przyglądać, jakie rozwiązania przyjąć – dodała.

Lubnauer wskazywała wówczas, że w wielu krajach mamy taką sytuację, że jeśli rodzic chciałby wyjechać z dzieckiem na wakacje w ciągu roku szkolnego, to mogą go nawet zatrzymać na lotnisku. – My na razie się przyglądamy – powiedziała.

Po fali krytycznych komentarzy wiceminister wyjaśniła, że tak restrykcyjne rozwiązania nigdy nie były planem MEN.

Czytaj też:
Nowy obowiązkowy przedmiot w szkołach. "Bez względu na opinie"
Czytaj też:
Terror Nowackiej. Chce podeptać konstytucję, żeby promować seks po lewacku
Czytaj też:
Brak prac domowych nie taki dobry? Rodzice zauważają pierwsze skutki

Opracowała: Anna Skalska
Źródło: Rzeczpospolita
Czytaj także