Modliger żali się w rozmowie, że wylała się na niego fala hejtu, ale zaznacza, że dla wielu osób problemem jest jego żydowskie pochodzenie. – Skontaktowałem się z mecenasem Jarosławem Kaczyńskim 28 lipca, dwa dni po manifestacji. Wspólnie zdecydowaliśmy, że sam się ujawnię. W sobotę 30 lipca mecenas zadzwonił na policję i powiedział: “człowiek, którego państwo szukają, jest moim klientem” i poprosił o umówienie mnie na przesłuchanie na następny tydzień. Powiedzieli, że nie ma problemu. Były naciski na ujawnienie nazwiska, ale adwokat odmówił, bo miałem zjawić się w charakterze świadka, a nie oskarżonego. A to oznacza, że policja i media mogłyby ujawnić moje nazwisko – wyjaśnił.
Modlinger przyznał także, że próbował sforsować kordon policji. – To było działanie emocjonalne. Może nie miało większego sensu, ale ponieważ widziałem, że są osaczeni i szukają pomocy, uznałem, że to najlepszy pomysł. Ale nie udało mi się to. Wtedy jeden z policjantów powiedział do mnie: “wypier****j”. Co mnie dodatkowo zdenerwowało – powiedział.
"Jestem po prostu osobą dość ekspresyjną"
– Sytuacja polityczna, zachowanie policjantów wobec legitymowanych, użycie niecenzuralnego słowa wobec mnie oraz użycie gazu bezprawne – bo policjant ma obowiązek uprzedzić, a żadnego komunikatu nie było. To wszystko na siebie się nałożyło – wyjaśnił powody swojego zachowania.
Co ciekawe, Modlinger stwierdził, że porównanie policji do ZOMO było "odpowiednie do sytuacji", choć "na wyrost". – Moje zachowanie z perspektywy kamery może wydawać się zachowaniem na wyrost (...) Ja jestem po prostu osobą dość ekspresyjną. Jeżeli coś mnie rozemocjonuje i na czymś mi zależy, to reaguję w sposób niestonowany – powiedział.